Lea Michele jest ostatnio w ogniu krytyki. Gwiazda serialu "Glee" zamieściła na Twitterze wpis, w którym odniosła się do obecnych wydarzeń w USA, stanowczo potępiając przy tym rasizm i niesprawiedliwość. Jej byłe "koleżanki" z planu wówczas szybko wypomniały jej, że jeżeli chodzi o upokarzanie i gnębienie innych, ona sama nie ma sobie równych. Lea rzekomo wyzywała współpracowników od karaluchów, notorycznie okazywała pogardę, czy z premedytacją bekała im w twarz...
Liczba osób oskarżających ciężarną Michele wciąż rośnie. Właśnie dołączyły do nich stylistki, które pracowały z nią przy reklamie dla koncernu kosmetycznego. Ponoć w branży "beauty" Lea od lat cieszy się nieciekawą reputacją. Wszystko dlatego, że rynek wcale nie jest taki duży i plotki roznoszą się szybko.
Aktorka miała zachowywać się skandalicznie na planie reklamy L'Oréal w 2012 roku. Jej kontrakt opiewał wówczas na około milion dolarów, a jednym z jej obowiązków był krótki wywiad na temat pielęgnacji.
Wszystkie pytania i odpowiedzi zostały wcześniej uzgodnione, musiała tylko odpowiedzieć przed kamerą na pięć pytań dotyczących pielęgnacji włosów członkom ekipy wynajętej przez L'Oréal. Ale po dwóch pytaniach Lea po prostu wstała, powiedziała, że skończyła i wyszła. Wszyscy byli w szoku - wyznaje informatorka "Page Six".
Zobacz też: Lea Michele jest ZAŁAMANA krytyką, która na nią spadła za nękanie koleżanek z planu. "Cały czas PŁACZE"
Szef L'Oréal zapytał, czy aktorka zamierza wrócić na plan. Jej matka powiedziała wówczas: "Nie, nie wróci".
W skutek takich zachowań w 2013 roku L'Oréal podpisał kontrakt nie z Leą, a z Blake Lively.
Myślicie, że po wszystkich brudach, które wyszły teraz na światło dzienne, ktoś jeszcze zatrudni Michele do kampanii reklamowej?