Cała historia zaczęła się od 12-letniej Mary Kellerman. Dziewczynka była przeziębiona od kilku dni. W nocy z 28 na 29 września 1982 roku poczuła się jednak gorzej i nie mogła spać. Obudziła wczesnym rankiem rodziców, którzy podali jej Tylenol. Mary udała się później do łazienki, z której przez dłuższy czas nie wychodziła. Zaniepokojeni rodzice weszli więc do środka i zauważyli leżącą na podłodze córkę. Szybko wezwali pogotowie. Niestety 12-latka zmarła w karetce.
Kilka godzin później ratownicy medyczni przyjechali do domu 27-letniego Adama Janusa. Mężczyzna podobnie jak Mary leżał nieprzytomny na podłodze. Adama również nie udało się uratować. Jeszcze tego samego dnia załoga karetki przyjechała ponownie pod ten sam adres. Tym razem Stanley, brat zmarłego, oraz jego narzeczona Theresa wymagali natychmiastowej pomocy lekarskiej. Mężczyzna zmarł wieczorem, a jego partnerka dwa dni później.
Próby ustalenia przyczyny śmierci nietypowych zgonów
Nagła śmierć trzech osób mieszkających razem wzbudziła podejrzenia personelu medycznego. Pierwszą hipotezą było to, że w domu Janusów ulatniał się gaz. Wykluczono jednak taką możliwość. Z czasem wyszło na jaw, że cała czwórka wzięła przed śmiercią Tylenol. Mógł to być jedynie zbieg okoliczności. W końcu był to niezwykle popularny środek przeciwbólowy. Jak każdy lek mógł też wywołać efekty uboczne, ale trudno było uwierzyć w śmierć czterech osób po zażyciu medykamentu.
Jeden z lekarzy postanowił sprawdzić zawartość opakowania z tabletkami, które odnaleziono w domu rodziny Janus. Tuż po otwarciu uwagę medyka zwrócił nietypowy zapach. Była to charakterystyczna woń gorzkich migdałów. Lekarz od razu powiązał ją z silną trucizną, jaką jest cyjanek potasu. Ten związek chemiczny ma bowiem właśnie taki specyficzny zapach. Przebadano zatem tabletki Tylenolu i potwierdzono, że część z nich faktycznie zawierała cyjanek potasu.
Policja szuka szaleńca, który morduje za pomocą trucizny
Informację o nietypowym odkryciu przekazano przedstawicielom firmy Johnson & Johnson, która była producentem Tylenolu. Jedną z teorii było to, że na etapie produkcji leków doszło do błędu i trucizna dostała się do tabletek. Odrzucono jednak to założenie. Łącznie zmarło siedem osób i wszystkie z nich mieszkały w Chicago. Dodatkowo tylko część pigułek w opakowaniach ofiar zawierała cyjanek. Wyglądało więc to tak, jakby mieszkający w Chicago szaleniec kupował lub kradł Tylenol, potem dodawał do niego truciznę, a na koniec podrzucał opakowania z powrotem do sklepów bądź aptek.
W całym kraju zapanowała zbiorowa histeria. Tysiące ludzi zgłaszały się do szpitali, twierdząc, że zaraz umrą, ponieważ wzięli Tylenol. Producent leku zaczął też masowo wycofywać wszystkie opakowania, które trafiły do sprzedaży. W mediach nadawano zaś komunikaty ostrzegające przed zażywaniem tego środka przeciwbólowego. Poza wspomnianymi siedmioma zgonami nie pojawiły się jednak nowe zgłoszenia.
Czy to James Lewis był "Tylenolowym zabójcą"?
Śledczy nie byli natomiast w stanie znaleźć osoby, która odpowiadała za śmiertelne zatrucia. Jedynym podejrzanym w tej sprawie był James Lewis. Policja ustaliła, że to on wysłał list do firmy produkującej Tylenol. Lewis zagroził, że jeśli nie otrzyma miliona dolarów, to będzie kontynuował morderczy proceder. Mężczyzna pisał też w liście, że doprowadzi to do totalnej klęski koncernu.
Lewis wpadł, ponieważ policja potwierdziła, że odciski palców na przesyłce należały właśnie do niego. Oprócz tego pasował również charakter pisma. Warto dodać, że w domu mężczyzny odnaleziono książkę o truciznach. Na stronach, które dotyczyły cyjanku potasu, odnaleziono odciski palców Lewisa. Było to natomiast za mało, by oskarżyć mężczyznę o siedem zabójstw.
Śledczy przez lata próbowali udowodnić, że to właśnie autor pogróżek był szalonym mordercą od Tylenolu. Mężczyzna miał jednak doskonałe alibi. Gdy doszło do całej sytuacji, przebywał bowiem setki kilometrów od Chicago. Na opakowaniach leków, które należały do ofiar, nie odnaleziono też materiału DNA Lewisa. Teoretycznie mógł on mieć na miejscu pomocnika, który podrzucił na sklepowe półki przygotowane wcześniej opakowania z trucizną. Nigdy nie udało się tego udowodnić.
W sprawę zaangażowało się nawet FBI. Agenci w latach 2009-2010 ponownie przyjrzeli się Lewisowi, ale nie znaleźli żadnych nowych dowodów. Ostatecznie jedyny oficjalny podejrzany zmarł w lipcu 2023 roku. Do końca życia zaprzeczał, by miał coś wspólnego z morderstwami. FBI sprawdziło również m.in. Teda Kaczyńskiego zwanego Unabomberem. Przestępca ten przez blisko dwadzieścia lat wysyłał bomby i pozostawał nieuchwytny. Ofiarą jego działań padły trzy osoby. Kaczyńskiego także nie udało się powiązać ze sprawą Tylenolu. Do dziś ma ona status nierozwiązanej.