Media obiegła smutna wiadomość o śmierci Liama Payne'a, wokalisty i byłego członka grupy One Direction. O sprawie poinformowała argentyńska gazeta "La Nacion", a muzyk miał zostać znaleziony martwy po upadku z trzeciego piętra hotelu. Do tragicznego zdarzenia doszło w hotelu Casa Sur w dzielnicy Palermo w Buenos Aires.
Liam Payne nie żyje. Tak miał się zachowywać tuż przed śmiercią
Jak ujawniono, wcześniej załoga hotelu miała w panice wzywać na miejsce policję, a wszystko w związku z zachowaniem jednego z gości. Służby poinformowano o "agresywnym mężczyźnie, który mógł być pod wpływem środków odurzających i alkoholu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według portalu gazety "Daily Mail", który powołuje się na lokalne media, Liam miał wcześniej "zachowywać się nieobliczalnie w hotelowym lobby i roztrzaskać swojego laptopa", po czym "trzeba go było przenieść z powrotem do pokoju". Serwis cytuje też fragment rozmowy ekipy hotelu z policją. Poinformowano wówczas służby, jakoby w wyniku agresji jednego z gości dochodziło do zniszczeń.
Kiedy jest przytomny, to niszczy cały pokój. Musicie tu kogoś przysłać - miał powiedzieć jeden z pracowników.
W rozmowie z argentyńską gazetą "Clarin" głos zabrał z kolei Alberto Crescenti, szef służb ratunkowych. Wskazał, że Payne doświadczył bardzo poważnych obrażeń po upadku z trzeciego piętra na wewnętrzny dziedziniec hotelu. Jego tożsamość udało się potwierdzić dzięki paszportowi. Po przybyciu na miejsce ratownicy stwierdzili śmierć na miejscu.
Nie byliśmy w stanie nic zrobić - podsumował Crescenti.