Marcin Wrona jest dziennikarzem od lat specjalizującym się w tematyce społeczno-politycznej Stanów Zjednoczonych. Od dłuższego czasu mieszka z rodziną w Waszyngtonie, gdzie pełni rolę korespondenta "Faktów".
Wrona, ze względu na charakter swojej pracy, regularnie podróżuje, w tym także liniami lotniczymi, co 55-latek dokumentuje za pośrednictwem mediów społecznościowych. Niestety, większość jego relacji z wojaży nie ma zbyt pozytywnego wydźwięku.
Dziennikarz "Faktów" po raz kolejny utknął na lotnisku
Marcin notorycznie ma pecha do latania, o czym sam mówi z dużym dystansem. Jakiś czas temu dziennikarz stacji TVN żalił się na utrudnienia związane z dotarciem do Chicago. Samolot Wrony miał wówczas około siedmiu godzin opóźnienia.
Na tę chwilę nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie wystartujemy. Nie będę pisał, co myślę o tej linii lotniczej, bo żadna z tych myśli nie nadaje się do publikacji – napisał na Instagramie.
Jak się okazuje, szczęście nie dopisało Marcinowi i tym razem. W sobotnie popołudnie korespondent miał odbyć lot do Panamy, jednak, jak można się domyślić, i tym razem nie obyło się bez komplikacji. Wrona o swoim kolejnym lotniskowym dramacie napisał na portalu X, podkreślając swój "pech lotniczy".
Bez względu na miejsce na świecie mój pech lotniczy działa niezawodnie. Dziś zepsuty samolot w Panamie – skomentował w mediach społecznościowych.
Myślicie, że to "klątwa"?