Maciej Czaczyk w wieku 17 lat przyjechał do Warszawy, aby wciąć udział w popularnym wówczas programie "Must Be the Music. Tylko muzyka". Mieszkaniec Gryfina wystąpił z piosenką "I co" z repertuaru Tadeusza Nalepy, czym zdobył aprobatę jurorów oraz widowni. Okazało się, że chłopak ma niesamowity talent, dzięki którem kilka tygodni później wygrał talent show i zdobył czek o wartości 100 tys. złotych.
Wszystko wskazywało na to, że Macieja czeka świetlana przyszłość, wokalista wydał swój debiutancki album zatytułowany "Maciej Czaczyk", po czym wyruszył w trasę koncertową. Choć wywodził się z religijnej rodziny, to w tamtym okresie wiara "zeszła na drugi plan".
W okresie buntu na chwilę odstawiłem wiarę w Pana Boga i myślałem, że muzyka mi zastąpi religijność, moją wiarę. Myślałem, że szczęście osiągnę, spełniając swoje pragnienia i pasje - wyznał w wywiadzie dla "Coś Nowego".
Na jaw wyszło, że artysta obawiał się o swój image, przez co unikał chodzenia do kościoła.
Czułem się zagrożony. Do tego stopnia, że stresowałem się, iż w czasie rosnącej popularności ktoś mnie zobaczy w kościele i zrobi zdjęcie, a wówczas przyczepią mi łatkę zacofanego, pobożnego katola. Obawiałem się wręcz Boga i Kościoła - powiedział w rozmowie dla "Gościa Niedzielnego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zwycięzca "Must Be the Music. Tylko muzyka" został księdzem
W późniejszym okresie jego stosunek do wiary uległ zmianie. Przełomowy okazał się moment, gdy Czaczyk wyjechał z proboszczem na narty w Alpy.
Po czterech dniach bez zasięgu telefonicznego, w ciszy, bez tych wszystkich bodźców zaczęła przenikać mnie myśl, że idę złą drogą i powinienem coś zmienić w życiu. Gdy wróciliśmy, rozpoczynał się akurat Wielki Post. Chodziłem codziennie na mszę i wypytywałem Boga, co mam robić - wyjaśnił.
W momencie, gdy zwycięzca programu zdał maturę, zdecydował się kontynuować naukę w seminarium duchowym. W 2019 roku przyjął święcenia kapłańskie, a następnie rozpoczął posługę. Dziś spełnia się jako ksiądz i pedagog. Niemniej jednak, muzyka nadal jest mu bliska - dziś gra głównie dla swoich uczniów, ale zdarza mu się też występować przed większą publicznością.
Szatan boi się księży, a nie celebrytów. Rezygnuję z życia publicznego dla pokory i oddania się Bogu. [...] Nie przesiaduję już tyle godzin przy gitarze, bo nie mam czasu. Zdarzają mi się występy dla młodych. [...] Nie tęsknię za sceną i nie chcę wrócić do poprzedniego życia - podsumował.