Maciej Orłoś raczej nie należy do osób, które są szczególnie wylewne w mediach. Dziennikarz niezwykle rzadko komentował swoje życie prywatne, a kulisy jego małżeństwa z Joanną Twardowską od początku były w większości owiane tajemnicą. Tym większym zdziwieniem były więc doniesienia prasy o rozstaniu pary po 26 latach małżeństwa.
Rozstanie Macieja Orłosia z Joanną Twardowską było dla wielu osób sporym zaskoczeniem. Dziennikarz przyznał jednak w rozmowie z "Super Expressem", że faktycznie doszło do rozstania. Jednocześnie odmówił udzielenia dalszych informacji, zasłaniając się potrzebą prywatności.
Tak, to prawda, ale nie chcę o tym rozmawiać. To moje życie prywatne, o którym nigdy nie lubiłem opowiadać - cytował jego słowa tabloid.
Teraz ten sam dziennik postanowił baczniej przyjrzeć się szczegółom rozstania pary. Jak donosi źródło tabloidu, Orłoś miał celowo zwlekać z wyprowadzką głównie ze względu na dzieci, którym chciał oszczędzić przykrości. Choć miał świadomość, że separacja rodziców nie pozostanie obojętna dla Kuby i Melanii, to podobno robił co mógł, aby rozpad rodziny dotknął dzieci w jak najmniejszym stopniu.
Warto wspomnieć, że dzieci pary są dziś już dorosłymi ludźmi i obecnie studiują. Znany ojciec zadbał podobno o to, aby rozstanie nie odbiło się na nich finansowo. Jak poinformowano, Orłoś ma na nie łożyć "po minimum 2,5 tysiąca złotych miesięcznie", co ma być efektem nie decyzji sądu, lecz ich własnych, prywatnych ustaleń.
Maciek nie czeka na decyzje sądu. Ustalił z dziećmi warunki. Część dostają gotówką, ale mogą też liczyć na inne wsparcie - tabloid cytuje słowa przyjaciela rodziny Orłosiów.
Super Express przypomina, że to nie pierwszy raz, gdy Orłoś będzie płacić na dzieci po rozpadzie związku. Po rozwodzie z poprzednią żoną miał podobno łożyć na dwóch starszych synów 8 tysięcy złotych. Różnica w kwocie wynika ponoćz sytuacji zawodowej dziennikarza, który dziś utrzymuje się głównie z aktywności poza mediami głównego nurtu.
To na dodatek niejedyny wydatek, któremu musi sprostać Maciej. Jednocześnie dziennik zaznacza bowiem, że sumiennie płaci 8 tysięcy złotych na byłą żonę, która jest sparaliżowana. On sam nie odniósł się do rewelacji "przyjaciela rodziny" i konsekwentnie nie komentuje sprawy.
Co mają wspólnego "Emily in Paris" i "Gierek"?