Jerzy Stuhr zmarł w lipcu. Półtora roku przed śmiercią aktor wpadł w poważne tarapaty. 75-letni wówczas gwiazdor spowodował wypadek samochodowy, który odbił się w mediach szerokim echem. Potrącił on bowiem motocyklistę, a następnie próbował uciec z miejsca zdarzenia. Gdy zatrzymała go policja, miał 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Późniejsze wypowiedzi legendy polskiego kina na temat zdarzenia jedynie pogorszyły sytuację i jego medialny wizerunek.
Przypominamy: Jerzy Stuhr nazwał wypadek pod wpływem alkoholu "BŁAHOSTKĄ". Fala oburzenia w sieci: "Co za upadek!"
Syn Jerzego Stuhra po śmierci ojca zaczął coraz śmielej o nim opowiadać. Maciej Stuhr nie zamierza ukrywać, że ostatnie lata życia jego taty nie należały do najłatwiejszych. Aktor mierzył się z poważnymi problemami zdrowotnymi, które utrudniały mu codzienne funkcjonowanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Maciej Stuhr wspomina ojca. Mocne słowa o wypadku, który spowodował Jerzy Stuhr
W ostatnim wywiadzie, którego udzielił Piotrowi Jaconiowi, Maciek m.in. znów pochylił się nad ojcem. Wrócił wspomnieniami do feralnej kolizji z jego udziałem, wyznając, że gdy Jerzemu odebrano prawo jazdy, odczuł ulgę.
Właściwie to się cieszyłem, że stracił prawo jazdy - ujawnił, dodając, dlaczego martwił się o tatę:
To taka jedyna optymistyczna rzecz, bo już się bałem o niego. Już pomijając ten tragiczny, nieszczęsny alkohol. Ale on w ogóle już właściwie nie powinien prowadzić samochodu, tylko oczywiście nikt mu tego nie miał odwagi powiedzieć.
Młody Stuhr przyznał, że incydent z 2022 roku odbił się na całej rodzinie. Zdradził też, że jego ojciec nie do końca był świadomy skali sytuacji, w związku z czym nie potrafił zmierzyć się z jej konsekwencjami.
To był też ciężki moment i dla całej rodziny, i dla niego. I on właściwie pierwszy raz w życiu musiał się skonfrontować z tym, że jest winny jakiejś sytuacji. Myślę, że nie był już w stanie tego zrobić do końca, właśnie ze względu na stan zdrowia. (...) Nie do końca wiedział, jak funkcjonuje dzisiaj świat medialny. Dla niego to był klasyczny upadek z wysokiego konia. Bardzo chciał, żeby go ktoś przytulił i powiedział, że "wszystko już będzie dobrze". A to się nie działo. Wręcz przeciwnie. Więc on zaczynał czasami wierzgać. I dość trudne to było do opanowania i kontrolowania. Myśmy tam jako rodzina próbowali wiele rzeczy łagodzić i otwierać mu oczy, ale to było bardzo trudne zadanie. I cała ta sytuacja to był kolejny krok w dół. Niestety, w jego stanie zdrowia też - opowiadał na antenie TVN24.