W miniony czwartek minęły trzy miesiące od śmierci syna Magdaleny Stępień i Jakuba Rzeźniczaka.
Mama Oliwierka, który żył zaledwie rok, w szczerej rozmowie z portalem Ohme.pl opowiedziała, jak radzi sobie z żałobą. Magda podkreśliła, że dzieląc się własnymi, trudnymi doświadczeniami, pragnie przypominać innym rodzicom, co się naprawdę w życiu liczy:
Opowiadając o swojej żałobie, chcę dziś przede wszystkim powiedzieć ludziom, żeby doceniali to, co mają. Bo my wszyscy mamy taką tendencję do narzekania: nie posiadam tego, a tamtego mi jeszcze brakuje. Matki narzekają, że dzieci płaczą im w nocy, że nie chcą jeść. Co ja bym dziś dała za jedną nieprzespaną noc więcej z Oliwierem... - mówi smutno.
Stępień wyznała, że choć pozostaje pod opieką psychologiczną, wciąż nie pogodziła się z odejściem pociechy:
Tak, spotykam się z psychologiem raz lub dwa razy w tygodniu. Dużo się modlę. To trzyma mnie przy życiu, bez tej modlitwy nie dałabym rady. Psycholog towarzyszy mi w żałobie, ale i tak mam poczucie, że pustka po dziecku pozostaje... Na zawsze. To jest taki ciężar, który trudno się dźwiga. Wiele matek mówi, że mnie podziwia. Prawda wcale nie jest taka, że jestem silna. Wieczorami non stop płaczę. Tęsknię za małym, wspominam go. Wolę jednak przeżyć tę żałobę, opłakując śmierć syna, bo wtedy wypłakuję ten cały smutek w sobie. Duszenie emocji i udawanie szczęścia na siłę na pewno by mi nie pomogło - stwierdza, następnie wspominając moment, w którym Oliwer odszedł:
Myślałam, że umrę z bólu. To był taki ból w sercu, że tego się nie da opisać, człowiek tylko myśli: "Zaraz umrę, zaraz będę z nim". Nic mi nie pomagało...
Stępień przyznała także, że w powrocie do normalności pomaga jej obecnie praca.
(...) Niedawno pewna osoba podała mi rękę i powiedziała, że muszę wrócić do ludzi. Zaproponowała mi pracę w biurze obsługi klienta, żebym mogła, choć pozornie, wejść w zwykły tryb życia, żebym tyle nie wspominała, nie rozmyślała i nie płakała. Obecnie pomaga mi głównie praca, bo tam widzę innych ludzi. Jednak nawet w pracy, gdy niespodziewanie mam migawkę ze wspólnego życia z Oliwierem, łzy same cisną się do oczu i muszę wyjść do łazienki, żeby choć chwilę popłakać. To jest ciągła walka o każdą godzinę, żeby się tylko nie załamać - ujawnia w rozmowie z Ohme.pl pogrążona w żałobie mama.
Podczas wywiadu była partnerka Jakuba Rzeźniczaka zdradziła, że w związku z tym, iż syn odszedł na jej "oczach i rękach", trudno jej dojść do siebie.
Staram się jakoś egzystować. Jak pytasz mnie o moje codzienne życie, to trudno mi o nim opowiedzieć. Chodzę do sklepu, kupuję jedzenie, rano ubieram się i jakoś funkcjonuję. Ale to wszystko jest dla mnie bardziej egzystencją niż życiem. Gdyby nie znajomi, którzy wyciągają mnie na kawę, na obiad, to cały czas siedziałabym w domu. Nie potrafię teraz żyć, nie potrafię się cieszyć. Nawet jak na chwilę uśmiechnę się, to od razu przychodzą łzy, bo już go nie ma - opisuje, dodając, że Oliwierek niemal do ostatniej chwili pozostawał wyjątkowo wesołym dzieckiem:
Właśnie to jest niesamowite, bo on cierpiał tylko trzy dni. Mój synek był cały czas radosny, do końca.
W wywiadzie przyznała też, że do samego końca nie traciła nadziei:
Naprawdę miałam nadzieję, że on z tego wyjdzie, ale chyba każda matka, patrząc na swoje dziecko, nawet bardzo chore, ma nadzieję, że wydarzy się cud. Dawałam mu tyle pozytywnej energii, starałam się, żebyśmy żyli w miarę normalnie, nawet kiedy leczyliśmy się w Izraelu, starałam się, żeby poszedł na huśtawkę, na słońce, żeby zobaczył coś pięknego podczas spaceru. (...)
Na koniec rozmowy Magdalena wyznała, że każdy kolejny dzień jest "walką o to, żeby wstać z łóżka" i zaapelowała:
(...) Dlatego wszystkim rodzicom chcę powiedzieć, żeby się cieszyli z tego, co mają, bo życie bywa kruche i przewrotne. Doceniajcie każdą chwilę, nie narzekajcie, że dziecko płacze i nie śpi w nocy. Ja bym oddała wszystko, żeby nie spać w nocy, a cieszyć się i mieć Oliwiera obok. Trzeba uważać, jak się żyje, trzeba mieć pokorę i wdzięczność za życie i za dzieci, które są z nami blisko. Życie jest kruche, a choroba może przyjść nagle. U nas przyszła nagle, bo Oliwier urodził się zdrowym dzieckiem. Zachorował, a po jego śmierci dla mnie życie się skończyło.