W sobotni poranek Magdalena Stępień, matka zmarłego 27 lipca Oliwiera Rzeźniczaka, udzieliła wywiadu w studiu "Dzień Dobry TVN". Po szczerych wyznaniach nie zabrakło współczucia skierowanego w jej stronę. Pojawiły się jednak także nieprzychylne komentarze o "żerowaniu na tragedii", do których odniosła się nawet dziennikarka TVN.
W niedzielę, w internetowym serwisie opublikowano dalszą część rozmowy, która nie została pokazana w telewizji. Magdalena Stępień powróciła w niej do momentu, gdy dowiedziała się o nowotworze synka.
Wróciłam z wyjazdu z Oliwierem i przyszedł termin jego szczepienia. Podstawowe badania, które przypadkowo zrobiłam przed szczepieniem spowodowały, że dowiedziałam się, że moje dziecko ma raka. Z nerwów, z tego wszystkiego pojechałam do Centrum Zdrowia Dziecka i tam dotknęli brzuszek, zrobili USG. Powiedzieli, że "dobrze, że pani przyjechała, bo pani dziecko ma ogromnego guza w brzuchu". Ja doznałam szoku, bo totalnie nic nie wskazywało, że dziecko jest chore. On nie miał żadnych objawów - wyznała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Magdalena Stępień odniosła się także do fali hejtu, która spłynęła na nią po tym, jak ogłosiła zbiórkę funduszy w celu ratowania życia Oliwiera.
To było straszne. Jednym słowem to było piekło na ziemi. Ja zmierzyłam się z taką ilością i falą hejtu, że nie życzę tego nikomu. Nie dość, że miałam ogromną walkę o dziecko, to ja musiałam jeszcze walczyć z ludźmi i udowadniać im, że ja naprawdę zbieram na to dziecko. Było wiele oskarżeń, ja nie uważam, że zrobiłam cokolwiek złego. Ja chciałam ratować mojego synka. Musiałam jakoś dać radę, wielokrotnie płakałam i bałam się, nie wiedziałam co dalej. Już chciałam się poddać, mówiłam: "Synku nie mam siły, już chyba dajemy sobie spokój. Nie no ja muszę walczyć, co ja w ogóle mówię". Cały czas miałam nadzieję, że może wyjdzie coś innego i powtórzyli te badania, ale niestety potwierdziła się ta diagnoza, że jest to MRT.
Stępień wspomniała również dzień śmierci Oliwiera, w którym towarzyszył jej Jakub Rzeźniczak. Nie mogła powstrzymać łez.
Pamiętam, żeby tak posmakował tych lodów. Po południu dostał lody, a w nocy już zmarł. Miałam nadzieję, mówiłam: "Patrzcie, patrzcie on je lody, on wyjdzie z tego". Już ciężko oddychał, ale dałam mu łyżeczką troszkę i... mam te ubranko, w którym odszedł do dzisiaj. Położyłam się spać, pamiętam ten moment i tej nocy, w której odszedł, ja sobie w końcu przysnęłam tak mocniej. Gdybym wiedziała, że to są ostatnie godziny, to w życiu bym nie poszła spać, ale już byłam taka zmęczona tą walką, tym wszystkim.
Ja wtedy leżałam obok niego. Wtedy przyleciał też tato Oliwiera. Poczułam się, że jest ktoś w końcu ze mną, że nie czuję się sama. Ja zasnęłam i nagle zaczęła spadać saturacja. Ja mówię: "Kuba, Kuba co się dzieje? Nasze dziecko chyba umiera". On pobiegł po pielęgniarki i ja mówię: "Biegnij szybko, ratujmy go". Zaczęli go reanimować, mówię żeby jeszcze go intubowali, ale on już nie chciał. On już chciał odejść. Ja to wszystko widziałam, krzyczałam: "OLIWIER WALCZ. WALCZ SYNKU, PROSZĘ CIĘ NIE ODCHODŹ". Tego widoku nie da się wymazać.
Magdalena wyznała, że po śmierci Oliwiera poprosiła lekarzy, aby mogła spędzić z nim ostatnie chwile.
Ja jeszcze po tym, jak Oliwier odszedł, kazałam im zostawić jego. Chciałam jeszcze z nim trochę pobyć. To jest straszne uczucie. Leżysz obok tego małego człowieczka, który już nie oddycha i w ogóle sobie nic nie myślisz. Czujesz ogromną pustkę, ja myślę, że życie się skończyło i nie wiesz, co dalej. To jest bardzo trudne. Oliwier odszedł o 2:41, ja po 4 wróciłam do hotelu, prowadziłam pusty wózek. Musiałam się spiąć, trzeba było zorganizować transport ciała do Polski, iść do ambasady. Kuba był ze mną, pomógł mi ze wszystkim, więc miałam chociaż takie wsparcie. Byliśmy w tym razem jako rodzice, na koniec byliśmy razem.
Magdalena Stępień przyznała, że uczestniczy w terapii, a tragedia, którą ją spotkała, była lekcją życia. Podkreśliła, że zdecydowała się na rozmowę, aby zachęcić innych do wykonywania badań i pokazać, z jakim cierpieniem muszą mierzyć się rodzice po stracie dziecka.