Maja Bohosiewicz gościła w programie Izabeli Janachowskiej, w którym opowiedziała o swoim wystawnym ślubie. Jak zdradziła, motywem przewodnim imprezy był Wielki Gatsby. Wesele, na którym zjawiła się warszawska śmietanka towarzyska, odbyło się 31 grudnia 2018, ale mimo wystrzałowej daty i dekoracji ślubnych, nie można powiedzieć, by panna młoda bawiła się szampańsko...
Maja wyznała Janachowskiej, że zaraziła się od krewnych wyjątkowo paskudnym wirusem, który dał o sobie znać właśnie w jej "wielki dzień".
Każdy w rodzinie przechodził wtedy rotawirusa, tylko ja i mój mąż nie. W dzień swojego ślubu obudziłam się i właśnie tego dnia dopadł mnie rotawirus. Więc jeżeli możesz sobie wyobrazić najbardziej niesceniczną i "niewyglądową" chorobę świata, to jest to rotawirus. Umówmy się, on się nie komponuje dobrze z białą sukienką - zdradziła Maja.
Wychodzi na to, ze dzwonię do fryzjera, że chyba nie przyjadę, bo siedzę na kroplówce. Myślę, że chyba musimy to odwołać, bo nie jestem w stanie wstać. Po prostu mdleję... Więc dwie godziny przed ślubem wpadam do fryzjera... Zostałam umalowana na szybko, mówię "mam to w nosie", nawet nie patrzyłam do lustra! Dziewczyny mnie zapięły w tę sukienkę i do samego końca szłam naprawdę ze złotą torebeczką, taką prezentową, żebym mogła ewentualnie do niej zwymiotować - dodała aktorka.
Zobacz też: Bohosiewicz czule o dzieciach: "Mówię na nie gówniaki. Strasznie mi się to spodobało"
Bohosiewicz niewiele pamięta z wielkiej imprezy. Jak zdradziła, na jej dolegliwości nie pomogła ani kroplówka, ani "wódka z pieprzem".
Mieliśmy super wedding plannerkę, jak się dowiedziała, jakie mamy problemy, to znalazła od razu złotą torebkę. No i całe swoje wesele spędziłam na takie obskurnej kanapie i spałam po kocusiem, nie byłam w stanie nawet się bawić - ubolewała Maja.
Współczujecie?