Maja Bohosiewicz jest jedną z tych celebrytek, które ochoczo dzielą się wszelkiej maści przemyśleniami za pośrednictwem Instagrama. W poniedziałek aktorka postanowiła pochylić się nad tematem alkoholu, który w jej mniemaniu jest nadmiernie promowany przez media i nie tylko.
Maja Bohosiewicz prawi o zgubnym wpływie alkoholu
W obszernym poście Bohosiewicz wyjawiła, że odkąd sama odstawiła alkohol, dotarło do niej, że jest nim z każdej strony wręcz bombardowana. 32-latce nie podoba się, że wysokoprocentowe napoje są nie tylko ogólnodostępne, ale wręcz wciskane konsumentom, gdziekolwiek się nie ruszą.
Kilka miesięcy temu naszła mnie refleksja, żeby pożegnać z mojego życia alkohol - zaczęła swój wywód Maja. Na początku spotkania towarzyskie, wakacje, drink z palemką czy wino do kolacji triggerowały mnie. Minęły kolejne tygodnie i chociaż nie mam żadnego twardego postanowienia, że "już nigdy, przeeeeenigdy", to temat alkoholu po prostu jakoś przestał mnie dotyczyć. Co dziwnego zaobserwowałam? Że alkohol jest WSZĘDZIE. Dosłownie wszędzie, jako rozrywka, jako rozwiązanie problemów, jako najwyższa forma świętowania.
Celebrytka przyznała, że to wizyta w domu dziecka otworzyła jej oczy i pokazała, jak bardzo używki są szkodliwe dla społeczeństwa.
W tym czasie odwiedziłam dom dziecka, w którym to 99% dzieci mieszkających ma rodziców - ciągnęła. Rodziców którzy nie czują chęci i potrzeby zajmowania się swoimi dziećmi poprzez używki, gdzie alkohol to najlżejszy wymiar kary i, cytując panią wychowawczynię, "jak ja tęsknie za zwykłą patologią, która tylko chleje".
Maja stwierdziła, że "chlanie to preludium", po którym zaczynają się narkotyki - "te tańsze, droższe albo te na receptę z apteki".
Później spotkanie z miłym panem, który ratował mnie kroplówką po chorobie, a rdzeń ich biznesu to odtrucia alkoholowe - wspomina aktorka. Kilka historii ze zniszczonymi życiorysami ludzi niebiednych. Chciało by się powiedzieć NIE patologii. Ale jednak patologii, tylko takiej z pieniędzmi.
Dalej influencerka zawyrokowała, że alkohol powinien znikać z przestrzeni publicznej. Dla dobra dzieci.
Przynajmniej z jej wzroku - oceniła. Powinny znikać kolorowe drineczki, proseczko z przyjaciółkami, a tym bardziej alkohol w kontekście rodzice zajmujący się dziećmi - "Udało się! Dziecko śpi! Korki w górę".
Na dowód swoich słów Bohosiewicz podała konkretne liczby.
Ta dyskusja jest potrzebna - napisała. I pewnie tym, którzy z alkoholem mają zdrową relację, może nie mieścić się w głowie, że trzeba go z przestrzeni publicznej usuwać - to, niestety, ale normalizowanie picia w tym chorym kraju, gdzie sprzedaż "małpek" przed południem wynosi MILION dziennie. MILION dziennie buteleczek gorzały kupują Polacy zanim na stole pojawi się pomidorowa. To jest tak smutne. A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że te małpki niszczą życia na własne życzenie, nie tylko pijącym, ale szczególnie ich dzieciom.
Ps. Za każdą jedną relację czy zdjęcie z alkoholem najmocniej przepraszam. Nie było we mnie tej świadomości wcześniej - dodała na koniec.
Zgadzacie się z nią?