Maja Bohosiewicz to jedna z tych celebrytek, które rozpoznawalność zawdzięczają bardziej zasięgom w mediach społecznościowych niż jakimkolwiek rolom. Pod kątem liczby obserwujących ją na Instagramie prześcignęła już siostrę, Sonię. Jako że prowadzenie social mediów to dla niej pełnoetatowa praca, Maja nie tak dawno rozglądała się za osobistym asystentem. Za sprawą skandalicznego ogłoszenia, które szerokim echem rozeszło się w sieci, zdobyła przydomek "Grażyny biznesu".
Choć instagramowe życie Mai Bohosiewicz wydaje się nieco mniej pozowane i przeestetyzowane niż innych influencerek, dla wielu może być czymś nieosiągalnym (jak choćby częste wyjazdy i drinki pod palmami). W ostatnim poście Bohosiewicz wyznaje, że sama także poddana jest presji innych koleżanek z branży.
Maja podzieliła się z fanami informacją, że rozpoznała u siebie FOMO, czyli częsty lęk przed tym, że coś nas omija czy coś tracimy. Stan ten zazwyczaj ma związek z korzystaniem z mediów społecznościowych:
Chciałabym opowiedzieć wam o męczącym uczuciu, które targa mną od dawien dawna. Uczucie to zostało nazwane FOMO, czyli Fear Of Missing Out - a oznacza mniej więcej tyle, że osoba boi się, że coś ją ominie, dlatego stałe kontroluje wszystko z poziomu telefonu. Kosmos, co? - żali się celebrytka.
Opisała też, jak się to u niej objawia:
Spojrzałam na siebie, kiedy przepakowywałem walizkę z jednego wyjazdu na drugi w przeciągu kilku dni i poczułam zmęczenie zamiast radości na myśl o kolejnym wstaniu o 4 rano na lotnisko. Błaha rzecz, ale pomyślałam, że to chore, że myślę sobie: musimy wyjechać, lecieć, zwiedzać, oglądać - zamiast po prostu usiąść i odpocząć - wyznaje.
Nie kryje, że problem ten pogarsza presja social mediów:
Do głowy wpadają kolejne myśli i kalkuluję, kto gdzie wyjechał, jak tam jest, dlaczego mnie tam nie ma. I tak zdałam sobie sprawę, że od kiedy urodziłam pierwsze dziecko, czyli od 5 lat, ciągle zastanawiam się, gdzie jest miejsce, w które mogę uciec, żeby być i czuć i popędzić dalej. Pamiętam, jak szlochałam w mieszkaniu, mając na rękach dwutygodniowe niemowlę, że gdzieś teraz blisko mnie moi znajomi sączą drinki przy ciepłym akompaniamencie letniego wiatru, a ja siedzę z zasłoniętymi roletami, udając, że słońce już zaszło, choć jest 20:00 - mówi Maja, zarabiająca na pokazywaniu życia w sieci.
Żeby nie było tak pesymistycznie, Bohosiewicz podobno pracuje też nad zmianą:
Teraz wiem, że było to FOMO (...). Wieczna pogoń za tym, aby coś się działo, nie pozwalała być zadowoloną z miejsca, w którym właśnie jestem i zawsze chciałam być z drugiej strony drzwi. Czy coś się zmieniło? Wyciszyłam telefon. I uczę się, że nie ścigam się w zawodach o najciekawsze życie na świecie. Choć czasem patrzę i czuję delikatne ukłucie w boku, że gdzieś tam teraz kolacja na wzgórzu, impreza w tawernie czy szampan w basenie.
Wyznanie Mai przykuło uwagę internautów. Jedna z fanek całkiem przytomnie zarzuciła Bohosiewicz, że sama także wywołuje presję u innych:
Jak dla mnie wyżej opisane jest to, co wszyscy wyprawiacie na Instagramie - prześciganie się, kto ma fajniejsze wakacje, ciuchy, kto lepiej spędza czas, idealizowanie wszystkiego i wszystkich. Sami napędzacie tę karuzelę - napisała.
Ta gonitwa, choć dzieje się poza świadomością, bardziej męczy niż cieszy - odpowiedziała filozoficznie Maja.
Współczujecie?
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!