Maja Hyży od lat mierzy się z rzadką chorobą, o czym wielokrotnie wspominała. 35-latka ma za sobą aż osiem operacji biodra, a ostatnia z nich miała miejsce w grudniu. Niestety nie obyło się bez komplikacji, o czym piosenkarka opowiedziała teraz w wywiadzie dla Plejady. Ujawniła, z czym przyszło jej się zmagać.
Zobacz też: Maja Hyży otworzyła się na temat choroby po ósmej operacji biodra: "Byłam wrakiem człowieka"
Maja Hyży wprost o chorobie. Mówi, z czym przyszło jej się zmagać
Maja Hyży zmaga się z rzadką chorobą Otto-Chrobaka, która zwykle dotyka starsze osoby. Po operacji, w wyniku której usunięto zużytą endoprotezę, artystka musiała przejść kolejną operację z powodu zakażenia. O tym, jak przebiega leczenie, informowała obserwujących na Instagramie i nie ukrywała, że przechodzi bardzo trudny czas.
Po miesiącu musiałam wrócić do szpitala, bo zostałam zarażona gronkowcem - wyznała Plejadzie. To nie jest głośno nigdzie powiedziane, że w szpitalu. Ja też głośno o tym nie mówię, że stało się to w tej placówce, bo nie jestem w stanie tego sprawdzić. Nie złapałam nikogo za rękę. Zamarłam, bo ja zawsze tylko słyszałam o tym zakażeniu. To jest naprawdę poważna rzecz. Ludzie też umierają na gronkowca. Byłam przerażona, bo to był okres świąt Bożego Narodzenia. Jak byłam w Kołobrzegu, to wysłałam zdjęcie rany do lekarza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Walka z chorobą była długa i wyczerpująca, a sama Maja opisuje swoje przeżycia jako "horror" i "katorgę". Zapewnia jednak, że nie ma do nikogo pretensji o zakażenie.
To był horror. Moje CRP było bardzo wysokie - wskaźnik stanu zapalnego. Gdy kierowano mnie od razu do szpitala, to już wiedziałam, że jest grubo. Jak zostałam przyjęta, dowiedziałam się, że na drugi dzień mam operację w narkozie - wspomina. Dwie operacje miesiąc po miesiącu. Miałam anemię, przetaczaną krew, kroplówki, kroplówkę z antybiotykami. Wyglądałam bardzo źle. Schudłam 6 kg. Jestem bardzo szczupłą osobą, więc u mnie każdy kilogram jest na wagę złota. To była katorga dla mnie w szpitalu.
Ważyłaś poniżej 50 kg? - zapytał dziennikarz.
Dokładnie 44 kg - to jest naprawdę bardzo mało - przyznała Maja. Widziałam po nogach, po twarzy - wszystko mi "zjechało". Byłam przeźroczysta. Brak apetytu zrobił swoje. Do tego doszła frustracja i dół psychiczny.
Podczas pobytu w szpitalu Hyży czytała komentarze, że ma prywatną salę czy catering i inni mogliby tylko pomarzyć o podobnej sytuacji. Prawda była jednak zupełnie inna, ale w dyskusję z krytykami nie wchodziła, bo "nie chciała robić szumu".
Cieszyłam się, że dostawałam mnóstwo wiadomości od moich fanów, bo to było dla mnie duże wsparcie, ale dostawałam też komentarze typu: "Maja Hyży ma prywatną salę". Nie miałam prywatnej sali, bo jestem Mają Hyży, tylko byłam w izolatce, bo musiałam być odseparowana od reszty pacjentów - miałam gronkowca. Nie mówiłam o tym otwarcie, bo nie chciałam robić szumu. Nie chciałam, żeby, nie daj Boże, ktoś pojawił się pod szpitalem, bo to nie o to chodziło - podkreśla. Kolejne komentarze dotyczyły tego, że otrzymuję catering. Nic takiego nie miało miejsca. Dlaczego takie wnioski mieli obserwatorzy? Bo dostawałam jedzenie w plastikowych pojemniczkach - to też było ze względów sanitarnych, żeby nikogo nie zarazić.
