Maja Hyży kilka dni temu urodziła drugą córkę, której dała na imię Zosia. Jak to ma w zwyczaju, o ciąży i porodzie powiedziała wszystko na Instagramie. To tam, po wyjściu ze szpitala, pokazała też noworodka, którego trzymała w modnym beciku. Sama oczywiście była już umalowana i uczesana.
Maja faktycznie nie uznaje stanu odpoczynku, bo w sobotę wrzuciła na Instagram kilkanaście filmów, które nagrała tuż przed porodem. Na szczęście samego momentu cesarskiego cięcia nie pokazała, ale nie omieszkała opowiedzieć fankom, w jakich warunkach rodziła. W sumie miała się czym chwalić: zdecydowała się na popularny (zwłaszcza wśród celebrytek) stołeczny Szpital Specjalistyczny im. Świętej Rodziny, który oferuje porody w luksusowych warunkach.
Maja oznajmiła, że jest tuż przed przejściem na salę porodową, ale jeszcze ma trochę czasu na wypoczynek w swoim segmencie. Faktycznie, trudno nazwać to zwykłym pomieszczeniem szpitalnym: Hyży miała do dyspozycji dwa pokoje, łazienkę i aneks kuchenny.
Komfort przebywania w szpitalu podczas porodu i po porodzie jest mega ważny i uważam, że to jest strzał w dziesiątkę - wytłumaczyła. Polecam każdej mamie, żeby zainwestować w taki komfort, bo takie sytuacje nie dzieją się na co dzień, a nawet dzieją się raz w życiu, więc warto zadbać o siebie.
Widać, że Maja zadbała o siebie: oprócz w pełni wyposażonej sali szpitalnej placówka zaoferowała jej jeszcze pokój dla rodziny, więc dumna Hyży podkreślała, że Konrad będzie towarzyszył jej w tym ważnym momencie w życiu. Rodzice mieli dla siebie telewizor, łoże małżeńskie i aneks kuchenny z mikrofalówką.
Ta sala wygląda jak z hotelu, jest łoże, telewizor, można się tutaj zrelaksować - opowiadała celebrytka.
Oczywiście za taki relaks trzeba odpowiednio zapłacić. Szpital podaje na stronie internetowej, że poród poza NFZ kosztuje w podstawowej wersji 2550 złotych, jednak cena nie uwzględnia kosztu opieki nad noworodkiem. Oferta placówki cieszy się jednak nieustającym powodzeniem, bo już dwa lata temu "Pytanie na śniadanie" nazwało te usługi "porodem w luksusach".
Jest czego zazdrościć?