Maja Sablewska wiele lat temu uległa modzie na "poprawianie" urody. To właśnie z jej ust padła ikoniczna już wypowiedź o "specjalnej diecie zmieniającej rysy twarzy". Wyśmiana przez internautów celebrytka w końcu postanowiła przyznać się, że jej drastyczna metamorfoza jest rezultatem licznych eksperymentów z medycyną estetyczną.
Prowadząca format "10 lat młodsza w 10 dni" zmieniła nie tylko narrację, ale również podejście do samoakceptacji. Z perspektywy 43-letniej dziś kobiety przekonuje, że nadmiar zabiegów nie jest właściwą drogą do wzmocnienia poczucia własnej wartości. Otworzyła się na ten temat w najnowszym wywiadzie dla tygodnika "Wprost".
Maja Sablewska przyznała, że sama sobie wyrządziła krzywdę
Była managerka naczelnych gwiazd polskiej estrady niezmiennie utrzymuje, że jej twarz nigdy nie została potraktowana skalpelem. Mimo łagodniejszej formy eksperymentowania z urodą, w pewnym momencie utraciła kontrolę nad mnogością zabiegów, do czego zresztą sama otwarcie się przyznaje.
Miałam niefortunną, kilkuletnią przygodę z medycyną estetyczną, z którą musiałam przystopować. Przekraczało to już wszelkie granice. Przez trzy lata, w trakcie i po pandemii, odwracałam te procesy, które mnie oszpeciły. Rozpuszczałam wszystkie wypełniacze, które miały mi poprawić wygląd, a tak naprawdę go popsuły - wyznała w szczerej rozmowie.
Maja Sablewska stara się teraz inspirować Polki do wdrażania zmian w swoje życie na zdecydowanie mniej inwazyjne sposoby.
Nowe duże usta nie sprawią, że pokochasz się bardziej. A te działania są takim niemym krzykiem. Ja często krzyczę, ale inaczej. To znaczy, kiedyś tak robiłam. Teraz staram się tak nie zachowywać. Na ten moment mam cudownych specjalistów od zdrowia i urody, wspaniałych przyjaciół, rodzinę. Przeszłam terapię, jestem w kolejnej - uzewnętrzniła się.
Brzmi przekonująco?