Internetowa kariery Mai Staśko rozkręciła się po jej konflikcie z Anną Lewandowską. Zaczęło się od tego, że "Lewa" opublikowała w sieci filmik, w którym paradowała przebrana za otyłą osobę. Trenerka chciała ponoć w ten sposób zwrócić uwagę na problem "body shamingu", ale wyszło wyjątkowo niesmacznie.
Instagramowe przepychanki Staśko i żony Lewandowskiego zakończyły się na straszeniu pozwami i "polubownym" wyciszeniu sprawy. Wizerunek Anny Lewandowskiej jednak mocno ucierpiał, a sama Staśko przyznała, że nigdy osobiście nie rozmawiała z trenerką.
Staśko w rozmowie z Pudelkiem odniosła się również do swoich poczynań na YouTubie. Niedawno aktywistka naraziła się internautom, kiedy na filmie rzuciła o podłogę hamburgerem popularnej sieciówki. Okazuje się, że po publikacji tego wideo otrzymywała groźby śmierci.
To było beznadziejne, to była wtopa żenującego wujka z wesela. Przepraszałam i długo przerabiałam w głowie. Dostawałam groźby śmierci.
Staśko odniosła się również do zarzutów, jakoby starała się wybić, na ciągłym wytykaniu błędów innym.
Czy jesteś atencjuszką? - zapytał Michał Dziedzic.
Każdy z nas potrzebuje uwagi, każdy z nas jest atencjuszem. Problemem jest to, do czego wykorzystujemy tę uwagę. Próba zwrócenia na siebie uwagi jest naturalna - zauważyła Staśko.
Która celebrytka dla rozgłosu i pieniędzy chciała sfingować własny ślub?