Ostatnie kilka dni upłynęło w polskim show biznesie pod znakiem konfliktu na linii Anna Lewandowska - Maja Staśko. Aktywistce i działaczce społecznej wyjątkowo nie przypadł do gustu filmik, w którym Lewa wygłupia się w przebraniu osoby otyłej. Krytyce jej postawy poświęciła kilka bardzo obszernych postów, za co team słynnej fitnesiary postanowił odwdzięczyć się zaproszeniem do sądu i żądaniem zadośćuczynienia w wysokości 50 tysięcy.
Ostatecznie paniom udało się dojść do porozumienia i żadnego pozwu nie będzie. Drużyna Anny Lewandowskiej najwyraźniej nieco późno zorientowała się, że cały proces byłby dla trenerki wizerunkową katastrofą. Na przeprosiny za fakt bycia (prawie) pozwaną Staśko nie ma jednak co liczyć.
O kulisach nawiązywania porozumienia z pracownikami Lewandowskiej aktywistka napisała w opublikowanym w poniedziałkowe popołudnie wpisie na Instagramie. Okazuje się, że kobieta ani razu nie miała okazji kontaktu z samą sprawczynią całego zamieszania, która ewidentnie uważa się za gwiazdę zbyt dużego formatu.
Dzisiaj przeprowadziłam długą rozmowę z pracownicą Anny Lewandowskiej. Pozwu nie będzie. Ale przeprosin za groźbę pozwem też nie. Usłyszałam, że lepiej się wzajemnie przeprosić i porozumieć. Od początku w tej sprawie kontaktują się ze mną wyłącznie prawnicy i (bardzo miła!) pracownica celebrytki, nigdy ona sama. Trudno więc mówić o jakimkolwiek porozumieniu. Rozmowa pracowników milionerki grożącej pozwem z aktywistką, która nie wiedziała, czy będzie miała na życie, bo ją skrytykowała - to też niezbyt równy dialog. Trudno wejść w porozumienie z ludźmi, którzy próbowali zastraszać i uciszać, a gdy sprawa pojawiła się w mediach - zaczęli szukać "porozumienia" - komentuje zaistniałą sytuację Staśko.
Co więcej, działaczka społeczna nie wyobraża sobie, aby sama miała przepraszać Lewandowską. Ponownie wszystko sprowadziła do kwestii klasizmu i okrutności elit, które bogacą się na kompleksach swojej klienteli.
A wzajemnie przeprosić? Nie chcę żyć w świecie, w którym trzeba przepraszać bogatych ludzi za krytykę. Po prostu nie. Codziennie walczę z niesprawiedliwym traktowaniem, także ze względu na majętność - nie będę teraz działać inaczej. Chociaż przykro mi, że tak to działa.
Zdaniem Staśko jej spór z Lewandowską jest tylko jednym z wielu przykładów tego, jak klasa wyższa obchodzi się z osobami mniej majętnymi.
To coś znacznie więcej niż jedna afera. Nie jestem w stanie jednym gestem pominąć lat katowania mojego ciała przez przemysł kosmetyczny i fitness - choć bardzo bym chciała, żeby to było takie proste. Chciałabym się "porozumieć", a wszystko nagle by się zmieniło – grube ciała nie stanowiłyby tych "przed", a producenci i celebrytki nie sprzedawaliby nam niepotrzebnych produktów, wmawiając, że nasze ciała są niedoskonałe, byleby tylko powiększać swoje fortuny. Chciałabym, bym takim jednym gestem przestała zmagać się z zaburzeniami jedzenia, a moja mama - z anoreksją. Chciałabym, bardzo - czytamy na instagramowym profilu aktywistki.
Dowiadujemy się przy okazji, że w oczach Staśko Anna Lewandowska urosła do rangi symbolu systemu wykorzystującego uciśnione masy.
To jest wielka, ciężka walka - z systemem, który ceni wyżej zyski niż ludzi i ich życie i zdrowie. Wymiarem sprawiedliwości, który broni bogatych przed biednymi. Z przemysłem, który daje zarabiać milionerom kosztem zdrowia i życia zwykłych ludzi - pisze Staśko na Instagramie.
Skontaktowaliśmy się z drużyną Anny Lewandowskiej w sprawie najnowszego wpisu aktywistki.
Nigdy żaden pozew nie został złożony w sprawie pani Staśko. Wysłane zostało pismo wzywające do zaprzestania publicznego szerzenia nieprawdziwych informacji. Podkreślę raz jeszcze, nie był to pozew. Dziś odbyła się rozmowa z panią Ewą i panią Mają. Spotkanie z panią Ewą Zakrzewską było bardzo kreatywne. Pozwu nie będzie. Ania aktualnie przebywa na urlopie. Po jej powrocie chcemy się skupić na dobrych działaniach, a nie na walce czy podziałach. Obie rozmowy były bardzo miłe i rzeczowe - czytamy w wiadomości przesłanej do redakcji Pudelka.