Deynn i Majewski stali się ostatnio bohaterami nie jednego, a kilku skandali. Jako pierwszy ciężkie działa wytoczył prezes firmy kosmetycznej Skin79, który w rozmowie z Pudelkiem opowiedział o kulisach zerwania współpracy z influencerami. Później Marita dość nieroztropnie zamieściła w sieci zdjęcie, na którym pozowała z twarzą pomalowaną na czarno, czym naraziła się na oskarżenia o blackface. Jej wpis z założenia miał być antyrasistowski... No cóż, nie wyszło. Gdyby tego było mało w sieci ukazało się nagranie, na którym Majewski w rozmowie z wyżej wspomnianym prezesem firmy nazywa influencerkę Lexy "murzynką"... Nadążacie?
Owe nagranie rozmowy telefonicznej zamieścił w sieci youtuber Sylwester Wardęga. Twórca internetowy zapowiedział, że obnaży prawdę zarówno o Majewskim, jak i Lexy, która jest wschodzącą gwiazdą internetu i byłą członkinią osławionego Teamu X.
Jak dowiadujemy się z filmu Wardęgi, Lexy, która miała podpisać umowę z promującą ją agencją na okres dwóch lat, była rzekomo niezadowolona, że dostaje tylko 20% wynagrodzenia z kontraktów reklamowych. Gdy dowiedział się o tym Majewski, chciał rzekomo zaproponować Lexy dużo lepszy układ jako nowy manager i od razu "sprzedać ją" jako ambasadorkę marce Skin79, z którą Deynn miała wówczas jeszcze dobre stosunki.
Wardęga pokazał zapis audio nagrania, na którym Majewski próbuje dobić targu z prezesem firmy kosmetycznej, nazywając przy okazji Lexy obraźliwym określeniem "murzynka".
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź męża Deynn. Daniel zrobił live'a, w którym tłumaczył się ze wszystkich ostatnich afer. Zasugerował też, że Wardęga dostał zapis prywatnej rozmowy od największego nemezis Majewskich - prezesa Skin79.
ZOBACZ: Deynn PIERWSZY RAZ szczerze o aferze z siostrą: "Nie mam z Klaudią kontaktu, JEST MI BARDZO PRZYKRO"
Influencer zaczął swoje przemówienie od kwestii rasistowskiego języka.
My, jako osoby o białym kolorze skóry, nie powinniśmy mówić o tym, co jest dla nas przyjemne, a co obraźliwe, tylko słuchać osób o innym kolorze skóry, dla których to jest obraźliwe - zauważył. Przepraszam, jeśli moim słowem kogokolwiek uraziłem. Ja rasistów i homofobów trzymam poniżej skali - zapewniał.
W dalszym wywodzie poruszył kwestię sporu z kosmetyczną firmą. Wyjaśnił jego kulisy ze swojej perspektywy.
Ten temat wziął się z pomawiania nas i robienia czarnego PR, zniszczenia naszego wizerunku przez firmę Skin79. Wardęga dodał dwa filmiki, w których zamieścił mnie. W pierwszym skłamał 13 razy, mówiąc o naszej fundacji. Nie mam do niego żalu, bo mówi rzeczy bez sprawdzenia, byle mieć atencję - podsumował Sylwestra. Zazwyczaj mówi to sam, ale teraz nie mam wątpliwości, że jest to pomówienie ze strony firmy Skin79 - stwierdził zdecydowanie.
Majewski stwierdził, że prezes firmy kosmetycznej próbuje go zniszczyć i namawia do linczu celebrytów.
Wardęga w jednym z ostatnich filmików zapowiedział osobny film na mój temat. 16 maja firma kosmetyczna z różnych kont zachęcała różnych influencerów do linczu. Pewien portal dostał od tej firmy propozycję nagrania kompromitujących nas filmików - stwierdził Majewski.
W filmikach Wardęga udostępnia moje prywatne rozmowy. To była prawda. Temat Lexy był bodźcem do naszego rozstania. Sprawa wyglądała tak, że podczas spotkania w naszym domu prezes firmy palnął, że potrzebują influencerek, żeby zastąpić Maritę, bo kończy się jej kontrakt. Byłbym idiotą, gdybym proponował alternatywy firmie, która chce kimś zastąpić Deynn - stwierdził, pukając się w czoło.
Tłumacząc powiązanie z influencerką, stwierdził:
Nie mieliśmy wcześniej kontaktu z Lexy, ale znajomi podpuścili mnie, żebym zasugerował firmie, że go mam. I te rozmowy widać w filmie Wardęgi. Nie widać natomiast odpowiedzi, z której wynika, że firma kosmetyczna od dawna gada z Lexy. Wtedy odkryliśmy, ze możemy być wykorzystywani. Naciskaliśmy więc, by podpisali umowę z marką Deynn Beauty. Na mojego długiego maila dostałem odpowiedź od prezesa, w której stwierdza, że nie chce mu się tego czytać. Kumacie? - pytał z emocjami w głosie. Godzinę później zerwaliśmy współpracę - dodał.
Na koniec Majewski zaznaczył również, że wraz z Maritą wybierają się do sądu, a "firma poniesie konsekwencje".
Ludzie, którzy udostępniają prywatne rozmowy innych osób, są warci mniej niż zero. Gdybym ja udostępnił taką rozmowę, na przykład z 21 kwietnia, to sprzedalibyście swoje kosmetyki na bazarze i chcielibyście stąd szybko wyjechać - zagroził. Trzeba być głupkiem, żeby wejść w układ z ludźmi, którzy skończą ci płacić i zrobią publiczny lincz. Jesteśmy przerażeni, do czego ci ludzie są w stanie się posunąć. Ta firma poniesie konsekwencje. Idziemy do sądu. Czekamy tylko, by zebrać dokument Wardęgi. To nie będzie żart - zapowiedział.
Czekacie na dalszy rozwój tej afery?