Małgorzata Kożuchowska należy do wąskiego grona celebrytów, którzy, choć utrzymują się również dzięki swojej popularności, to i tak skutecznie bronią przed mediami życia prywatnego. Aktorka lada chwila świętować będzie 14. rocznicę ślubu z Bartłomiejem Wróblewskim, a o ich związku nadal wiemy praktycznie tyle, co nic. No może poza faktem, że para wspólnie wychowuje 7-letniego syna Jana.
Małgorzata Kożuchowska postanowiła jednak zrobić wyjątek i w rozmowie z Jastrząb Post uchyliła nieco rąbka tajemnicy małżeńskiego pożycia. Aktorka, która nie ukrywa swojego przywiązania do wartości katolickich, nieoczekiwanie przyznała, że przez bardzo długi czas była przekonana, że ślub zwyczajnie nie jest jej potrzebny.
Każde małżeństwo ma swój przepis. Każde małżeństwo jest inne. Ja też uważam, że nikt nie ma obowiązku życia w małżeństwie. To jest rodzaj powołania. Niektórzy czują się szczęśliwi, będąc żoną, czy mężem, a innym jest to do szczęścia niepotrzebne. Mnie się wydawało przez wiele lat, że nie jest mi to potrzebne do szczęścia.
Wszystko zmieniło się, gdy na jej drodze stanął dziennikarz Bartłomiej Wróblewski. Choć Kożuchowska sama odnalazła szczęście w małżeństwie, to i tak rozumie, że nie każdy musi chcieć wybrać dla siebie taką drogę.
Przyszedł taki moment, kiedy poczułam, że bardzo chciałabym być z kimś w życiu, do kogo będę miała pełne zaufanie, kogo będę kochała i od kogo będę czuła tę miłość i to będzie taki związek, który będzie do końca życia, że da mi takie poczucie bezpieczeństwa i wewnętrznego spokoju. Ale to trzeba poczuć. Ja to poczułam, udało się, jestem szczęśliwa. I polecam - mówi w rozmowie z Jastrząb Post.
Spodziewalibyście się, że jest aż tak "postępowa"?