Małgorzata Kożuchowska nigdy nie ukrywała, że jest osobą wierzącą. Choć ostatnimi czasy aktorkę możemy oglądać w coraz odważniejszy kreacjach filmowych, prywatnie jest gorliwą katoliczką i nie zamierza się tego wstydzić. Jakiś czas temu uduchowiona 48-latka ubolewała, że środowisko filmowe nierzadko patrzy na nią krzywo z powodu jej wiary.
W sobotę za pośrednictwem instagramowego profilu Małgosia wróciła wspomnieniami do swojego ślubu z 2008 roku. Niestety, jak się okazuje, tym razem publikacja zdjęć z tak ważnego wydarzenia nie świadczy o tym, że gwiazda ma powody do radości. Obszernym opisem, który pojawił się pod fotografiami przedstawiającymi nowożeńców i udzielającego im sakramentu duchownego, aktorka postanowiła uczcić pamięć o zmarłym niedawno kapłanie.
Smutna wiadomość na koniec dnia. Wspaniały kapłan, piękny człowiek, świadek Pana Boga. Często mawiał: "Jeśli masz jakiś problem, coś cię dręczy, doszedłeś do jakiejś granicy w swoim życiu, masz tylko jedno wyjście: Jest taki gość, ten gość nazywa się Jezus Chrystus. Oddaj mu wszystko, ale bez stawiania warunków, zawierz mu całe swoje życie, a zobaczysz jakie cuda dla ciebie przygotował..." - pisze pogrążona w smutku Kożuchowska.
W dalszej części postu, który poświęciła zaprzyjaźnionemu księdzu, postanowiła nieco powspominać:
11 lat temu ks. Piotr Pawlukiewicz udzielił nam sakramentu ślubu. Do dziś mam w uszach jego wspaniałą homilię o tkanym wspólnie przez całe życie kobiercu. Drogi, kochany księże Piotrze, dziękuję Ci za wszystkie piękne słowa, za „Katechizm Poręczny”, za msze święte o 15 w św. Annie i za radiowe w św. Krzyżu! Dziękuję za Twoje świadectwo wiary, za miłość, ale i cierpliwość do ludzi, którzy zasypywali Cię niezliczonymi pytaniami, na które zawsze miałeś odpowiedź... - wspomina aktorka, po czym przytacza pewną anegdotkę:
Pamiętam, jak spotkaliśmy się kilka miesięcy po moim ślubie. Zaraz po nim wyjechałeś na urlop, lato było upalne. Powiedziałeś wtedy: "Nieźle mnie załatwiłaś Małgosiu! Zdjęcia ze ślubu były wszędzie, wyskakiwałem niemal z każdej gazety. Żeby kupić sobie zimne, piwo musiałem wysyłać kolegę, żeby mnie nikt nie rozpoznał". I zacząłeś się śmiać. Taki właśnie byłeś. Z Panem Bogiem kochany księże Piotrze, do zobaczenia... - czytamy.