Małgorzacie Rozenek zamarzyła się przygoda i wakacje inne niż takie, na które dotychczas jechała. Celebrytka zapakowała męża, trójkę synów i psy do kampera i ruszyła na podbój Szwecji. Problemy pojawiły się już na etapie pakowania, ale Gosia nie traciła entuzjazmu i z zapałem pomagała Radziowi rozkładać kamper, a dla całej rodziny gotować makaron z tuńczykiem.
Niestety po pięciu dniach w trasie Małgorzatę Rozenek dopadł poważny kryzys. Zniechęcona kapryśną szwedzką pogodą i spaniem w średnio komfortowych warunkach gwiazda smutno przyznała, że chciałaby już wracać do domu, no albo chociaż do "ukochanego hotelu w Sztokholmie".
W sobotę wczasowiczów na kampingu zastała jednak słoneczna pogoda, co rodzina Majdanów wykorzystała na spacery i łowienie ryb w jeziorze. Jak się okazało, takie proste rozrywki na tyle podniosły Małgosię na duchu, że postanowiła przedłużyć swój pobyt w tym miejscu.
Na tyle dobrze nam było, że zdecydowaliśmy się zostać na kolejne dwie noce na kampingu. Ma to swój niesamowity urok. (...) Jest to innego rodzaju wypoczynek, niż pojechanie do hotelu, ale jest coś niesłychanie odświeżającego i takiego szlachetnego w takim rodzaju odpoczywania - mówiła zachwycona w drodze do pryszniców.
Rozenek zrelacjonowała też spotkanie z kotem i żabą, które ostatecznie przywróciły jej wiarę w taką formę wypoczynku. Pomógł też w tym fakt, że, jak przyznała potem, w hotelu w Sztokholmie nie było możliwości zameldować się z czterema psami. Para chciała też w bardziej "cywilizowanych" warunkach obejrzeć niedzielny finał Euro2020, ale ostatecznie podjęli decyzję o całkowitym zrezygnowaniu z chwilowej przeprowadzki do hotelu.
Nie jedziemy do hotelu. Potem myśleliśmy, żeby jechać gdzieś indziej, ale mówimy: w d*pie, tu jest fajnie, tu są żaby, koty i inne zwierzaki - wyznała Rozenek.
Fajnie?