Wybory prezydenckie zbliżają się wielkimi krokami, a kampanie dobiegają końca. Kandydaci wciąż jednak walczą o ostatnie głosy i robią wszystko, by zachęcić obywateli do uczestnictwa w wyborach. My również namawiamy Was do pójścia na wybory i mamy nadzieję, że skorzystacie z prawa do głosowania i wprowadzenia zmian w państwie, którego wiele osób na świecie nie posiada.
Do kampanii prezydenckich włączyły się również partnerki niektórych kandydatów, próbując udowodnić, że w odróżnieniu od obecnej pierwszej damy będą mniej milczące. Małgorzata Trzaskowska, czyli żona Rafała Trzaskowskiego, udzieliła ostatnio wywiadu dla WP Kobieta, w którym opowiedziała o swojej relacji z rodziną oraz polityką.
Trzaskowska opowiedziała m.in. o tym, w jaki sposób ona i Rafał podjęli decyzję o jego starcie w wyborach prezydenckich.
Byłam wtedy poza Warszawą i na prośbę męża wróciłam, abyśmy mogli wszystko omówić i decyzję podjąć wspólnie, bo niesie ona konsekwencje i odpowiedzialność dla całej naszej rodziny. Wydarzenia nabierały tempa, ale szybko pojawiła się ogromna determinacja, że trzeba działać. Oboje bowiem chcemy, by wiele spraw w Polsce zmieniło się na lepsze, nawet jeśli obecny styl polityki bardzo to utrudnia, czy wręcz do tego zniechęca. Nie lubimy narzekać – jeśli coś nam się nie podoba, chcemy to zmienić. I bierzemy się za to. Taki jest Rafał, taka jest moja natura - wyznała Małgorzata.
Żona polityka odniosła się też do wydarzeń z 2019, kiedy pracując w warszawskim ratuszu musiała zrezygnować z posady, ponieważ Trzaskowski objął fotel prezydenta.
Było trudno, bo lubiłam swoją pracę i ludzi, z którymi pracowałam. Praca dla miasta, w samorządzie, ma w sobie trochę z misji. Jednak sytuacja się zmieniła, gdy Rafał stał się prezydentem Warszawy. Szybko zaczęło się to polityczne krążenie wokół mnie w tej nowej sytuacji - zdradziła. Zrezygnowałam przede wszystkim dlatego, że wiedziałam, że moja praca w ratuszu będzie wykorzystywana przez przeciwników politycznych i niektóre media do ataków na nas oboje.
Małgorzata odpowiedziała też na pytanie o to, którymi sprawami chciałaby zająć się w pierwszej kolejności, jeżeli zostałaby nową Pierwszą Damą.
Są dwa, które mam na szczycie listy, bo - jak mnóstwo Polek i Polaków - doświadczam ich na co dzień. Pierwszy z nich to edukacja. Nasze dzieci chodzą do szkół publicznych, przerabiamy te wszystkie "deformy" edukacji na własnej skórze - powiedziała. Podstawa programowa jest przeładowana, nauczyciele przeciążeni, a dzieci przemęczone. Pandemia i zdalne nauczanie pogłębiły tę dezorganizację, wyeksponowały ogromne słabości obecnego systemu. Trzeba inicjować projekty, które tę sytuację zmienią i wyrównają szanse edukacyjne dzieci bez względu na to, gdzie chodzą do szkoły.
Okazuje się, że Trzaskowska jest bardzo zaangażowana w walkę o ochronę środowiska.
Drugi temat to ochrona środowiska i walka z ociepleniem klimatycznym. Zajmuje to mnie od dziecka. Pamiętam, jak wspólnie sadziliśmy las po wielkim pożarze lasu koło Kuźni Raciborskiej w 1992 roku. Bardzo wtedy to przeżywałam. Siedziałam na dachu, obserwując czerwoną łunę nad lasem. Bardzo chcę się tym zajmować, bo to jest problem, który dotyczy nas wszystkich tu i teraz, bez wyjątku - oznajmiła.
Udało jej się też zgrabnie wybrnąć z pytania o tzw. "kompromis aborcyjny", udzielając enigmatycznej odpowiedzi.
Jest to tak istotny dla kobiet temat, że zabieranie głosu w tej sprawie jest niezbędne, zwłaszcza gdy pojawiają się inicjatywy traktujące kobiety instrumentalnie. Dziś mamy w Polsce kompromis, który nie jest idealny dla różnych stron, ale zgoda i zrozumienie innego punktu widzenia jest istotą kompromisu - odpowiedziała.
Trzaskowska zaznaczyła też, że jest za równością par homo- i heteroseksualnych, lecz tylko do pewnego stopnia.
Uważam, że problem związków partnerskich wymaga szybkiego rozwiązania. Należy wdrożyć rozwiązania prawne, które ułatwią życie zarówno parom jedno- jak i obupłciowym - powiedziała. Jeśli zaś chodzi o adopcję dzieci przez pary homoseksualne w Polsce to nie jest to możliwe i myślę, że tak powinno pozostać.
Wyznała też, co myśli o symbiozie państwa z kościołem oraz wyjaśniła, dlaczego jej syn nie przystąpił do pierwszej komunii. Ta informacja została bowiem wykorzystana przez ich przeciwników do politycznych zagrywek.
Jesteśmy osobami wierzącymi. Moja krytyczna ocena części działań Kościoła i jej hierarchów nie ma nic wspólnego z moją relacją z Bogiem. A jeśli chodzi o dzieci - same zdecydują o swojej relacji z kościołem. I chciałabym jedno powiedzieć bardzo wyraźnie: mieszanie dzieci i tej sfery ich duchowości do kampanii to czysta niegodziwość. Jestem za rozdziałem państwa od Kościoła. Przymierze ołtarza z tronem nie służy wiernym, tylko stronom przymierza - dodała.
Przy okazji wbiła też małą szpilkę "milczącej Pierwszej Damie", wymieniając co podobało jej się u poprzedniczek.
Bardzo podobał mi się dystans do polityki, jaki miała Maria Kaczyńska, który jednak nie oznaczał wycofania, jakie nietrudno dostrzec dziś u wielu pierwszych dam. A jednocześnie wyjątkowo imponuje mi pozytywne, jakby niezależne od męża, wielkie zaangażowanie Michelle Obama. To chyba dwa punkty odniesienia, pomiędzy którymi rozpięta jest moja wizja roli, jaką w ogóle pierwsze damy powinny odgrywać - stwierdziła.
Wzbudza Waszą sympatię?