Przez 14 (!) sezonów Warsaw Shore przewinęły się dziesiątki pretendentów do miana celebrytów, jednak tylko nielicznym udało się zakotwiczyć w show biznesie na dłużej. Jedną z "gwiazdek" Ekipy z Warszawy, która miała okazję zademonstrować widzom swój imponujący talent do imprezowania, była niejaka Malwina Pycka. Dziewczyna pojawiła się jedynie w drugim sezonie show, potem słuch o niej zaginął.
Teraz, siedem lat po debiucie w telewizji, o Malwinie znów zrobiło się głośno, lecz raczej nie z takich przyczyn, z jakich by sobie zapewne życzyła. W czwartek do Pudelka zgłosiły się zmartwione koleżanki Malwiny, która od jakiegoś czasu miała przebywać w Dubaju. Okazało się, że od pięciu dni nie ma kontaktu z 27-latką, która zamierzała wrócić do Warszawy 15 stycznia. Jako że Pycka kompletnie zapadła się pod ziemię, znajome gdańszczanki skontaktowały się z jej rodziną, która poinformowała o zaginięciu policję. Jak zrelacjonowała jedna z koleżanek, jakby tego było mało, 17 stycznia niedoszła celebrytka wysłała serię niepokojących wiadomości z konta instagramowego nowo poznanego mężczyzny, prosząc o natychmiastową pomoc.
Malwina pisała w niedzielę do koleżanek z obcego konta jakiegoś ochroniarza w centrum handlowym, że "ma kłopoty" i trzeba jej pomóc kupić bilet, bo nie ma jak wrócić do domu. Pisała, że potrzebuje pomocy i zaraz się znowu odezwie od kogoś innego. Postawiła na rzęsach wszystkie koleżanki - opisuje nam jedna z dziewczyn, która zmartwiła się losem Malwiny.
Ogłoszenie o tym, że Malwina zaginęła, trafiło nawet na jedną z facebookowych grup. Po kilku godzinach jednak... zniknęło. Okazało się bowiem, że dziewczyna się znalazła. Gdzie była? W swoim mieszkaniu w Warszawie.
Malwina znalazła się cała i zdrowa w Warszawie w swoim mieszkaniu po prawie pięciu dniach bez kontaktu. W niedzielę ostatni raz kontaktowała się z koleżankami przez Instagram ochroniarza w centrum handlowym w Dubaju. Do swoich kont w mediach społecznościowych straciła dostęp przez jakiegoś hakera w weekend, a telefon rozwaliła. W międzyczasie postawiła na nogi wszystkie koleżanki, rodzinę, policję i z nikim się nie skontaktowała, że wszystko jest ok. Zachowała się bardzo nieodpowiedzialnie. Miała wrócić w piątek 15 stycznia i nie wróciła. W niedzielę całkowicie urwał się z nią kontakt - relacjonuje osoba zaangażowana w poszukiwanie nieodpowiedzialnej Malwiny.
Jak się okazuje, powód zaginięcia Malwiny jest dość prozaiczny - kolokwialnie mówiąc, dziewczynę "porwał melanż".
Nie zdążyła na swój piątkowy lot, bo imprezowała. Kontaktowaliśmy się z nią w imieniu rodziny ze wszystkimi znajomymi przebywającymi w Dubaju, bo pomogli w poszukiwaniach, pytali na policji. Dzwoniliśmy do ambasady w Dubaju i również oni próbowali się dowiedzieć, co się stało. A gdy dzisiaj jedna z koleżanek pojechała do jej mieszkania i dobijała się do drzwi, Malwina otworzyła zaspana. Powiedziała tylko, że "nie pomyślała". Wydawało jej się, że "minęły dopiero dwa dni i zapomniała po prostu napisać do kogokolwiek". Nie wiedziała nawet, że jest na kwarantannie - informuje koleżanka.
Koleżanki Pycki przyznały, że wybryk kosztował wiele nerwów jej rodzinę, która przez kilka dni odchodziła od zmysłów.
Matka zapłakana nie była w stanie rozmawiać wczoraj z policją. Ojciec pojechał w czwartek na komisariat, żeby zgłosić zaginięcie.
Macie na to jakiś komentarz?