Iwona Wieczorek po raz ostatni była widziana w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Od prawie 13 lat śledczy, detektywi, dziennikarze i osoby prywatne starają się rozszyfrować zagadkę jej zaginięcia, jednak wciąż nie wiadomo, co stało się tej feralnej nocy. Mimo że wokół sprawy narosło już setki teorii spiskowych, to wciąż nie udało się ustalić losów 19-letniej gdańszczanki.
Niedawno w Warszawie odbyła się uroczysta premiera filmu dokumentalnego "Dzieciństwo Iwony Wieczorek", który od 26 maja będzie dostępny na platformie Vodylla. W materiale pojawiła się między innymi mama zaginionej dziewczyny, Iwona Kinda, która opowiedziała o poranku, w którym zorientowała się, że Iwony nie wróciła na noc do domu. Pierwszym sygnałem, że coś nie gra, były nowiutkie buty, a raczej ich brak w przedpokoju. Okazało się, że Iwona bez pytania pożyczyła od mamy świeżo zakupiony nabytek, co mocno ją zdenerwowało.
Matka Iwony Wieczorek opowiada, kiedy zorientowała się, że córka nie wróciła do domu
Wręcz byłam bardzo zła. To były moje buty, nowiutkie, które kupiłam na jakieś urodziny czy imieniny, już teraz nie pamiętam. Patrzę w przedpokoju i ich nie ma. Pierwsza moja myśl była taka, że wzięłam za telefon i zadzwoniłam do niej. To było rano, jak się obudziłam do pracy, zresztą po telefonie Kasi, która zadzwoniła do mnie wtedy, tego 17., pytając, czy Iwona jest w domu, bo się umówiły na plaży na piłkę siatkową. (...) I dzwonię, a tu telefon wyłączony i pomyślałam: "Pewnie jest u Adrii i pewnie śpi". Tak to się później okazało, że spokojnie sobie pracowałam, nie przeczuwając, że coś się mogło stać - opowiadała w materiale.
Dalej matka Wieczorek opowiadała, że szczególnie zaniepokoiły ją słowa jednego ze znajomych Iwony, który poinformował ją, że od rana szukają koleżanki i "nigdzie jej nie ma".
To wtedy matka Iwony Wieczorek zaniepokoiła się zniknięciem córki
Przeraziły mnie słowa, jak powiedział jeden z chłopaków: "Od rana jej szukamy i nigdzie jej nie ma". To dla mnie był taki paraliż, poczułam wtedy coś takiego: "Jak to, jak to?! I takie zastanowienie nad tym: jak to jej szukają?, kto szuka?, czy ja szukam swojej koleżanki rano, jak jestem z nią na imprezie - w ogóle o tym nie myślę. Co się stało, dlaczego jej szukacie? No bo jej nie ma" - mówiła.
Dalej wyjaśniła, że jej zdaniem dopytywanie, czy znajomi po imprezie dotarli do domu, było nienaturalne. To właśnie dlatego tak bardzo zaskoczyło ją, że tym razem koledzy i koleżanki Iwony chcieli dowiedzieć się, czy dziewczyna dotarła po zabawie do domu.
Ja idąc na imprezę i my się rozstajemy, może to powinien być taki zwyczaj, by rano do siebie dzwonić i pytać, czy każdy wrócił do domu, czy wszystko jest okej. Ale ja nie miałam tego w zwyczaju, żebym dzwoniła do moich znajomych i pytała, czy dotarli. Dla mnie to było bardzo dziwne. Do dzisiejszego dnia nie mogę tego zrozumieć. Iwona często wychodziła, to był ten czas osiemnastek, to nigdy czegoś takiego nie było, żeby ktoś dzwonił do domu i pytał, czy Iwona dotarła do domu. Po prostu zawsze docierała i nikomu do głowy nie przyszło, że mogłaby nie dotrzeć. A tu troska, co się stało z Iwoną i wszyscy jej szukają od samego rana... Dziwna sprawa - tłumaczyła w rozmowie.
Matka Iwony Wieczorek wspomina pierwsze dni po zaginięciu córki
Matka 19-latki opowiedziała o pierwszych dniach po zaginięciu córki. Przyznała, że wizyta na komisariacie była dla niej dość ciężkim przeżyciem, bowiem funkcjonariusze sugerowali, że dziewczyna "zabalowała" i jak "wytrzeźwieje, to wróci do domu". Kobieta zwierzyła się również, że w krótkim czasie zaczęła działać - obdzwaniała wszystkich, którzy mogliby mieć jakiekolwiek informacje na temat zaginionej córki i udała się do telewizji.
Nic innego nie robiłam, tylko płakałam, zastanawiałam się, wydzwaniałam, radziłam się, zaczęłam czytać w internecie, ale nie mogłam się na tym skupić. Byłam taka zła, byłam pełna w emocjach i nawet byłam wściekła na nią, gdzie ona jest: "Gdzie ty się schowałaś, jak cię złapię, to cię dorwę, rozszarpię". To były myśli, słowa nie do opisania. Emocje. Walka, co się z nią stało. Te pierwsze dni były koszmarne. Ten nieszczęsny czas wydzwaniania na tą policję, co oni zrobili. Tego samego dnia udaliśmy się z grupą młodzieży do telewizji gdańskiej, w Panoramie ukazała się informacja, że zaginęła dziewczyna. To się wszystko działo w tym samym czasie (...). Później zaczęły przychodzić różnego rodzaju SMS-y, wróżki, wróżbici, jasnowidze, wahadełka - wspominała.
Myślicie, że kiedyś ta historia znajdzie w końcu swój finał?