Gdy pod koniec października Mama Ginekolog pochwaliła się (!), że nie zdała egzaminu na specjalizację ginekologiczną, wreszcie znalazła się w centrum zainteresowania kogoś innego niż własne fanki. Wtedy zaczęło okazywać się, że Nicole Sochacki-Wójcicka ma sporo za uszami, a skrzętnie budowany wizerunek przykrywa rzeczy, o których każdy przyzwoity człowiek wolałby milczeć.
Przypomnijmy: Mama NIE-Ginekolog wcześniej NIE ZDAŁA NA MEDYCYNĘ. Wtedy pomógł jej "wujek z Nigerii"...
Zaledwie w kilka dni po burzy z egzaminem Nicole wpadła na pomysł uratowania chorego Filipka, ale sposób, w jaki to ogłosiła, każe nam myśleć, że chodzi głównie o uratowanie wizerunku Mamy NIE-Ginekolog. Sochacki-Wójcicka ogłosiła bowiem zbiórkę, w ramach której obiecała kupić fanom luksusowe prezenty. Już wtedy zapowiedziała, że część kwoty trafi na konto jej fundacji: Mama NIE-Ginekolog organizuje akcję charytatywną... Chce kupować fanom torebki Louis Vuitton, żeby wpłacali pieniądze na JEJ FUNDACJĘ
Dlaczego znów o tym piszemy? O ile idea zbiórki wydaje się szlachetna, to już jej założenia trochę nas niepokoją. Po co kupować luksusowe prezenty, zwykle wykonane i tak w krajach wykorzystujących tanią siłę roboczą, skoro otrzymanie takich darów może zagwarantować wpłacenie zaledwie złotówki? Nie wystarczyłoby kupić długopisów lub breloczków? Nie, nie wystarczyłoby - odpowiedziałaby Mama NIE-Ginekolog, ale to my wyjaśnimy Wam, dlaczego.
Po pierwsze: Nicole zapowiedziała konkurs tydzień temu, jednak dopiero we wtorek poprowadziła live na Instagramie, w którym uściśliła jego zasady. Przez kilka dni namawiała więc fanów do wpłacania pieniędzy, by dopiero później stwierdzić, że wcześniejsze wpłaty są falstartem i nie zapewnią udziału w konkursie. Wpłaciłeś pieniądze na Filipka z SMA? Nie, wpłaciłeś pieniądze na Fundację Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego.
Po drugie: regulamin, a raczej jego brak. Mama NIE-Ginekolog zapowiedziała dopiero wczoraj, że zasady konkursu opublikuje... w środę, na kilka godzin przed startem akcji. Przez tydzień organizowała konkurs bez regulaminu, przypominając fanom o wpłatach i mamiąc obietnicą luksusowych nagród.
Po trzecie: założenia konkursu. Mimo że Nicole sprawia wrażenie, jakby wszystko było przejrzyste, nie do końca tak jest. Z tego, co wiemy z jej live'a (bo regulamin wciąż nie jest dostępny) zasady są następujące: trzeba obserwować instagramowe profile Nicole i jej męża ("może być jeszcze profil Fundacji" - mówi influencerka), wpłacić minimum złotówkę na Fundację i zamieścić komentarz, o jaką nagrodę się walczy. Zwycięzców wybierze grono współpracowników Nicole, ale nie na drodze losowania, tylko własnych upodobań. Co to oznacza? Sochacki-Wójcicka najpierw zadba o zasięgi na Instagramie: im więcej polubień i komentarzy, tym algorytm życzliwiej potraktuje jej profil. Warto też podkreślić, że takie zmuszanie internautów do obserwowania profilu nie jest do końca zgodne z prawem. W takich sytuacjach prymarny jest regulamin danego konkursu (którego wciąż nie znamy), ale eksperci od social media radzą wyraźnie: nie można zmuszać użytkownika do jakiejkolwiek interakcji z organizatorem. Facebook i Instagram także nie promują tych nierzetelnych, wymuszonych interakcji ("udostępnij post, żeby wygrać", "zostaw komentarz", "oznacz znajomego").
"Jeśli chcecie wziąć udział w konkursie każdego dnia, to każdego dnia musicie wpłacić minimum złotówkę" - słyszymy na nagraniu. Teraz najważniejsze: każda złotówka wpłacana jest do puli dla Filipka (do puli, nie na konto na zrzutka.pl, o czym za chwilę), ale gdy uzbiera się 100 tysięcy złotych, to nadwyżka zostanie przeznaczona na Fundację Mamy NIE-Ginekolog. Nicole po prostu zbiera pieniądze, z których "pierwsze" 100 tysięcy obiecuje przekazać na zbiórkę dla chorego dziecka, a resztę przeznaczy na "cele statutowe" Fundacji. "Bardzo was prosimy, żebyście wpłacali więcej, to jest nasz foundraiser" - pada z ust Sochacki-Wójcickiej.
Choremu Filipowi brakuje w tym momencie 400 tysięcy złotych. Zebrał już prawie 8 milionów (!), więc istnieje spora szansa, że pieniądze znajdą się szybko. Co, jeśli cel zostanie osiągnięty przed końcem konkursu Mamy NIE-Ginekolog? Nicole zapowiada, że przeznaczy te 100 tysięcy na rzecz innego dziecka, ale szczegółów - jak i regulaminu - na razie brak.
Po czwarte: zbiórka organizowana jest w gorącym czasie dla Fundacji, która w statucie (§ 6. Sprawozdawczość) podaje, że "rokiem obrotowym Fundacji jest rok kalendarzowy". Mama NIE-Ginekolog podkreśliła z dumą, że wartość luksusowych nagród to "około 104 tysiące złotych", a z podatkiem - 115 tysięcy i zapowiedziała, że ten podatek zapłaci. Swoją drogą wśród tych "luksusowych nagród" jest cała masa gadżetów całkiem przeciętnych takich jak szczotka ze świńską szczeciną, którą Nicole sprzedaje we własnym sklepie za... 8 złotych. Śmiemy twierdzić, że koszty uzyskania takich nagród są raczej żadne, bo Sochacki-Wójcicka wyprzedaje po prostu to, co ma na magazynie. Poza tym: dlaczego Mamie NIE-Ginekolog tak zależy na nagłym wpływie gotówki na konto własnej fundacji? To pytanie zostawiamy już otwarte.
Zapewne znowu będzie pisać, że czepiamy się na siłę i podważamy dobre intencje influencerki, która ma za sobą duży i wierny fandom. W tym momencie konto Mamy NIE-Ginekolog obserwuje blisko 870 tysięcy użytkowników. Ilu ich będzie po akcji z Filipkiem? Ile osób wpłaci minimum złotówkę, pośrednio zasilając finansowo fundację Nicole? Policzcie sobie sami i, przede wszystkim, pomyślcie, komu i ile wpłacacie. Pomoc nie zawsze oznacza medialne zbiórki za pośrednictwem Instagrama.
Przypomnijmy: Blogerka Mama Ginekolog namawiała fanki do zbiórki na "terapię kawą" pacjentki chorej na raka! "Uważam to za ZNAK!"
W Pudelek Podcast ujawnimy, ile Małgorzata Rozenek płaci nam za pochlebne komentarze!