Od kilku dni pieczołowicie budowane imperium Mamy Ginekolog chwieje się w posadach, a ona sama zasłużyła sobie na zmianę pseudonimu na "Mama NIE-Ginekolog". Nicole Sochacki-Wójcicka pożaliła się bowiem na Instagramie, że nie zdała egzaminu ze specjalizacji ginekologicznej. Chociaż ma prawo do wykonywania zawodu, dyplomowanym ginekologiem nie jest. Nicole szybko doszła do siebie, porażkę wytłumaczyła faktem, że musiała uczyć się bzdur i wyleciała na wakacje do Dubaju, gdzie wpadła na pomysł, jak w błyskawicznym czasie zapewnić swojej fundacji wpływ setek tysięcy złotych.
Mama NIE-Ginekolog była obrotna od zawsze, o czym świadczy chociażby pewien fragment jej książki (!) "#instaserial o ślubie", który podrzuciła nam nasza Czytelniczka. Dziękujemy serdecznie, bo nawet my nie posunęliśmy się do tego, żeby czytać książki Mamy Ginekolog, których napisała zresztą kilka (!), w tym frapującą nas pozycję "Notes dawkowania leków". Wracając do meritum: Nicole Sochacki-Wójcicka pochwaliła się w książce wzruszającą historią, jak to nie zdała na medycynę, ale dzięki "wujkowi Zbyszkowi z Nigerii" udało się jej jednak trafić na studia. To trochę jak Tom Malcolm, tyle że na większą skalę.
Historia napisana została w łzawo-grafomańskim stylu, więc wierzymy, że wyszła spod pióra samej Mamy NIE-Ginekolog. Nicole opisała, jak w lipcu 2004 roku nie dostała się na medycynę na Warszawskiej Akademii Medycznej.
Na początku lipca 2004 roku stałam przed budynkiem na rogu ulic Trojdena i Żwirki i Wigury i nie mogłam uwierzyć. Nie dostałam się. Przepychają się przez tłum maturzystów, dość szybko dojrzałam w gablotce z wynikami mój PESEL - było łatwo, bo zaczynał się na 83, a prawie całej reszty kandydatów na 85. Do dziś pamiętam, że zdobyłam 66 punktów, a na studia przyjmowali od 72. Nie byłam smutna, byłam wściekła. Tylko nie wiedziałam, na kogo bardziej: na polski system rekrutacji na studia medyczne czy na siebie - czytamy.
Przyszła Mama NIE-Ginekolog nie zdała na studia w Polsce, chociaż chwali się, że przyjęto ją w Londynie, i to zaocznie, bez egzaminów (!), na podstawie wyników z liceum i maturalnej prognozy. Potem Nicole żali się, że chociaż "miała szóstkę z fizyki na maturze w wersji rozszerzonej", to na egzaminach na studia oblała chemię, dostając 17 na 40 punktów. "Mogłam się bardziej wysilić, więcej się uczyć" - wpada na refleksję Nicole, czego zabrakło już 17 lat później. Obrotna Nicole między słowami żali się jeszcze, że była ostatnim rocznikiem, który musiał zdawać egzaminy, bo potem na studia przyjmowano tylko na podstawie matur. Wtedy była już "w pierwszej dwudziestce kandydatów"...
21-letnia Nicole, za radą mamy, wpadła więc na pomysł, by się odwołać. Tak jak i teraz, po kilkunastu latach pracy w zawodzie bez specjalizacji. W kolejce poznała przyszłą przyjaciółkę (słodko), napisała odwołanie, wróciła do domu z nosem na kwintę, ale tam czekała już na nią rada: telefon do "wujka" Zbyszka, który "tak naprawdę nie jest jej wujkiem, tylko znajomym rodziców, a dokładniej mamy od czasów, gdy mieszkała w Nigerii!".
Już sam rozdział o wujku Zbyszku z Nigerii zasługuje na osobną analizę. Mama Nicole, 24-letnia Ewa, poznała go w połowie lat 70., gdy przyjechała do własnego ojca wykładać matematykę na politechnice w Zarii. Mama NIE-Ginekolog pisze w książce, że jej mama... oszukiwała na kolokwiach, okłamując ojca - prorektora uczelni, na której studiowała (!). Potem dostała lukratywną posadę wykładowcy na politechnice w Nigerii. Praca w Nigerii zaowocowała przyjaźnią z "wujkiem Zbyszkiem", który w latach 80. karmił małą Nicole szynką na plaży na Helu. W 2004 roku wujek Zbyszek, jak w filmie, powraca do opowieści, radząc Nicole, by... zdawała na studia w języku angielskim. Oto, jak opisuje to dumna Nicole:
Lipiec 2004 r., Warszawa, dzień ogłoszenia wyników na studia medyczne. Mój tata Krzysztof łapie za telefon i dzwoni do przyjaciela:
- Nicola nie dostała się na medycynę! Da się coś z tym zrobić? Ma się odwołać?
- Niech się odwoła, ale Krzysztof, to tak nie działa. Rzadko ktoś rezygnuje. Najlepiej niech od razu idzie na English Division, tam się dostanie bez problemu. Z zagranicznym obywatelstwem studenci przyjmowani są bez egzaminów wstępnych.
- Że też sama Nicola na to nie wpadła! [w to akurat wierzymy - przyp. red.]
Kilka dni później, za namową wujka, wtedy już profesora, złożyłam dokumenty na studia po angielsku. Dostałam indeks i zostałam przydzielona do grupy 4. Studia miałam rozpocząć 1 października.
Nicole nie nastudiowała się jednak po angielsku ani jednego dnia, bo dzięki rezygnacji kilku osób przeniosła się na studia niestacjonarne po polsku. Przypominamy, że wciąż nie była to wymarzona medycyna, na którą po prostu nie zdała egzaminu.
- Kochana, widziałem się dziś z Markiem. Powiedział, że wielu studentów zrezygnowało ze studiów niestacjonarnych. Dowiedziałem się, że próg przyjęcia to teraz 63 punkty i jutro będą do tych osób spod kreski dzwonić. Tak więc idź jednak na studia po polsku - pisze Nicole w swojej książce, cytując wujka z Nigerii.
Nie wiedziałam, kim był Marek i dlaczego wujek z nim rozmawiał o progach przyjęć na studia, ale jak powiedział, tak było. Kolejnego dnia dostałam telefon z dziekanatu z propozycją rozpoczęcia studiów na - I Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Warszawie.
Pozostaje jeszcze sprawa, jakim cudem Nicole zdała stacjonarne studia medyczne, skoro nie pomogło nawet odwołanie. Otóż po prostu - po pierwszym roku przeniosła się, bo system oceny był już inny...
Rok później, po zdaniu pierwszego roku studiów, ponownie złożyłam papiery na medycynę. Tym razem zmienił się system oceny i na podstawie wyników mojej matury międzynarodowej przeniosłam się na bezpłatne studia - czytamy.
Imponująca droga do sukcesu? Musimy przyznać, że sami nie wiemy, co zaskoczyło nas bardziej: opisanie własnego braku umiejętności czy chwalenie się cwaniactwem mamy... Jeśli macie jeszcze jakieś ciekawe fragmenty z książek Mamy NIE-Ginekolog, czekamy. Adres znacie: donosy@pudelek.pl, konta na Facebooku i Instagramie.
Która celebrytka dla rozgłosu i pieniędzy chciała sfingować własny ślub? Posłuchajcie w najnowszym Pudelek Podcast!