Marta Wiśniewska, bardziej znana jako Mandaryna, szczyt swojej kariery osiągnęła lata temu, gdy tworzyła kontrowersyjny związek z Michałem Wiśniewskim. Największy rozgłos dało jej uczestnictwo w programie "Jestem, jaki jestem", a potem niechlubne wykonanie piosenki "Ev'ry Night".
Obecnie Mandaryna od czasu do czasu przypomina o sobie za sprawą kąśliwych wymian zdań z Michałem Wiśniewskim lub wizyt w śniadaniówkach. Ostatnio wzięła też udział w podcaście "Ofeminin", w którym wspomniała dawne czasy i opowiedziała nieco o swoim życiu prywatnym sprzed lat.
W rozmowie przyznała, że sam program "Jestem, jaki jestem" nie był dla niej łatwy. Wspomniała też o słynnej niegdyś pani Geni, która swego czasu zajmowała się synem Marty i Michała.
Przypomnijmy: Michał Wiśniewski GORZKO o Mandarynie: "Eliminuję ze swojego życia wszystkich tych, którzy życzą mi źle" (WIDEO)
Rzeczywiście tą Panią Genię nam wyciągali, bo czemu nie, jeśli można wbić szpileczkę. Ale powiem Ci też, jak oglądałam dawno temu kawałek "Jestem jaki jestem", to mówię "rzeczywiście, to było tak pokazane, jakbym ja zapomniała, że mam syna", mówię "No trochę mieli rację, jeśli ludzie widzieli to w taki sposób". Ale nie powiem, bardzo mocno pomagali mi rodzice, niania, sama bym tego nie udźwignęła. Gdybym musiała i postawiono mnie przed faktem, że zajmuję się w 100% dzieckiem tylko ja, to bym podwinęła rękawy i dałabym rade – powiedziała.
Podczas wywiadu poruszono również kwestię jej pierwszego porodu, który odbywał się w prywatnej klinice:
Za każdym razem, gdy rodziłam, pod prywatną kliniką czatowali paparazzi. Moje porody to były wydarzenia ogólnopolskie, jakieś happeningi. A nie były łatwe. Xaviera rodziłam na przykład ponad 12 godzin. W przypadku Fabki lekarze byli już pewni, że będzie cesarka. Córka była owinięta pępowiną, więc istniało ryzyko, ale na szczęście wszystko się udało cudownie. Reporterzy potem kordonem odwozili nas do domu. Musieliśmy się kamuflować i jak się dało uciekać przed tym. Dlatego moment wyjścia ze szpitala był dla mnie stresujący - wspomniała.
Prowadząca zapytała również o odczucia Mandaryny związane z jej kryzysem wizerunkowym po słynnym wykonaniu "Ev'ry Night".
Byłam bardzo naiwna. Mam pewne podejrzenia, kto to był. Jednak nawet z najgorszych sytuacji staram się wyciągać miłe rzeczy. Wierzyłam, że to, czego chciałam, się spełni. Byłam młoda, miałam głowę pełną marzeń, pracowałam ciężko i byłam przekonana, że osiągnę, czego chcę. Myślałam, że ludzie, którzy stoją obok mnie, też są szczęśliwi, fajni i biegną ze mną w tym samym kierunku. Chyba najbardziej zaskoczyło mnie, że tak nie jest. Za wszelką cenę chciano podłożyć mi świnię, wepchnąć na samą górę, a potem z niej zepchnąć i patrzeć, czy spadnę na cztery łapy - tłumaczyła w podcaście.
Marta zdradziła również, jak obecnie wyglądają relacje Michała z ich dziećmi. Wyznała też, że jej stosunki z byłym mężem nie należą niestety do najcieplejszych.
Bardzo kocha swoje dzieci, to nie ulega wątpliwości. Natomiast między nami relacje są różne – siekiera raz wisi w powietrzu, raz topór jest zakopany. Ale to nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o nasze dzieci. I Michał je kocha, i ja. I to jest absolutnie najważniejsze. A to, że my czasem nie możemy się dogadać, to jednak staramy się, żeby nie miało to wpływu na nasze dzieci. One wiedzą, że miłość do nich jest po obu stronach. Mam wrażenie, że są bardzo mądre życiowo. Mają duży dystans do świata, ale też taką przyjemną otwartość – lubią samych siebie, lubią ludzi wokół - zapewniła.
Opowiedziała przy okazji, jak poradziła sobie po głośnym rozwodzie z wokalistą "Ich Troje":
Były zawsze jakieś takie słabsze momenty, wiadomo, zawsze są. Natomiast co jakiś czas robię sobie rachunek sumienia, po prostu lubię siebie, moje życie, bo jest na moich warunkach. Nie było jakiegoś takiego jednego momentu, a jeśli był, to nastąpił bardzo szybko, chyba też obłożyłam się myślę ludźmi, nie wiem, czy szczerymi, czy nieszczerymi, chyba mnie to kompletnie nie interesowało, po prostu takimi, którzy byli, trochę się tak obudowałam - wyznała.