Podczas festiwalu w Sopocie w 2005 roku Mandaryna miała szansę zademonstrować swoje umiejętności wokalne przed szeroką publicznością z utworem "Ev'ry Night". Niestety, występ stał się jednym z najgłośniejszych potknięć w jej karierze, a krytyka skupiała się głównie na jej wokalu. Były menadżer artystki sugerował później, że ów występ mógł być wynikiem sabotażu. Marta miała rzekomo paść ofiarą działań osób trzecich, które uniemożliwiły prawidłowe wykorzystanie chórzystek, co wpłynęło na jakość wykonania. Te zarzuty nie zostały nigdy potwierdzone, a ówczesny przedstawiciel Dody, oskarżany o udział w owej wpadce, wszystkiemu zaprzeczał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mandaryna o wpadce w Sopocie. Wskazała "dowody" na sabotaż
W najnowszym wywiadzie udzielonym Żurnaliście była żona Michała Wiśniewskiego wróciła wspomnieniami do feralnego występu. 46-latka twierdzi, że w tamtym czasie było wiele osób, które nie życzyły jej najlepiej.
Wracając do tego Sopotu, tam też wielu nieprzychylnych ludzi było... - zaczęła.
Choć potwierdziła, że wokół niej była "masa sępów", zaznaczyła, że nie ma dowodów na to, iż jakaś konkretna osoba stoi za jej wpadką sprzed lat.
Nikogo nie złapałam za rękę, więc ciężko mi pokazać palcem - wyjaśniła.
Wasz głos jest dla nas ważny! Wypełnij krótką ankietę o Pudelku.
Zapytana, czy uważa, że ktoś zaszkodził jej w Sopocie celowo, powiedziała "tak". Następnie wskazała "dowody".
(...) Tam było wiele zadziwiających mnie sytuacji. Miałam śpiewać jako druga czy trzecia, a potem okazało się jednak, że będę śpiewać jako ostatnia. Powiedziano mi, że mam takie fajnie przygotowane show, że to będzie fajnie na koniec. Czemu miałabym podejrzewać, że to jest nieprawda, skoro wiem, ile pracy w to włożyłam? (...) No nikt nic nie słyszał, muzycy nie wiedzieli, co się dzieje. Chórki były wyłączone, ja nie słyszałam nic - opisała, co działo się podczas festiwalu, dodając, że dziś w obliczu podobnej sytuacji zachowałaby się inaczej: Teraz bym poprosiła o przerwę, ale wtedy wydawało mi się, że ja nawet nie mogę tego zrobić.
Gdy Żurnalista zapytał, czy w Sopocie był ktoś, komu zależało, by Marta "się wyłożyła", odpowiedziała:
No chyba tak... Nie powiem ci, kogo podejrzewam, bo musiałabym tutaj zrobić jakieś śledztwo, a może się okazać, że to tylko ja.
Też wierzycie w to, że ktoś chciał zaszkodzić Mandarynie?