Galopująca inflacja, rosnące koszty życia i comiesięczne podnoszenie stóp procentowych to od dłuższego czasu temat numer jeden w mediach. "Zwykli śmiertelnicy" nie są jedynymi, którzy odczuwają dotkliwe skutki kryzysu - do grona poszkodowanych dołącza coraz więcej znanych nazwisk, które publicznie żalą się na obecny stan gospodarki.
Kolejną celebrytką, która zapragnęła popsioczyć na swój los w mediach, jest Marcelina Zawadzka. Nie da się ukryć, że odkąd niegdysiejsza prowadząca "Pytania na Śniadanie" została zamieszana w niesławną piramidę vatowską, co poskutkowało zwolnieniem z TVP, jej przychody drastycznie zmalały. Mimo to zapaloną podróżniczkę wciąż stać na dalekie wojaże, które skrupulatnie relacjonuje w sieci. Przykładowo miesiąc temu bawiła się na okupowanej przez sławy z całego świata wyspie Bali.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gwiazda Polsatu poskarżyła się na inflacje w szczerej rozmowie z "Faktem". Okazuje się, że znaczny spadek siły nabywczej pieniądza krajowego miał fatalny wpływ na jej ratę kredytu za mieszkanie.
Dostaję co miesiąc podwyżki kredytów. Mieszkanie też mam na kredycie. Te cyferki tylko się zwiększają - ubolewa Marcelina.
Zapytana o to, ile wzrosła jej rata kredytu, początkowo nie chciała udzielić odpowiedzi, jednak po chwili przyznała, że to około 1000 złotych. W dalszej części rozmowy celebrytka zawyrokowała, że niedawny pobyt w południowo-wschodniej Azji uzmysłowił jej, iż w Tajlandii żyje się lepiej niż u nas.
Rozmawiałam z osobami, które tam żyją [...]. Masz życie i jedzenie za gorsze. Wiadomo, tam są inne realia. Tam się mniej zarabia, są mniejsze możliwości, chociaż Bangkok jest taki, że masz tam sporo możliwości, ale jednak to jedzenie jest tanie i możesz normalnie nakarmić rodzinę, a u nas się robi jak w Norwegii, tylko że inne zarobki - stwierdziła.
Dodała też, że zdarza jej się odmawiać sobie różnych rzeczy, robiąc zakupy.
Rozumiecie jej frustrację?