Marcin Borkowski znany w social mediach jako "Borkoś" jest ratownikiem medycznym, który w ramach wolontariatu po pracy jeździ prywatnym motoambulansem i pomaga osobom wymagającym interwencji medycznej. Za własne pieniądze kupił motor i wyposażył go w sprzęt medyczny. Na swoim kanale na YouTubie opowiada, jak pomagać, kiedy jesteśmy świadkami wypadku.
Jego pomoc okazała się nieoceniona podczas pandemii. Niestety, w połowie października ubiegłego roku uległ poważnemu wypadkowi. W skuter "Borkosia" wjechał samochód osobowy. Ratownik został natychmiast przewieziony do szpitala, gdzie był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
Mężczyzna odniósł liczne obrażenia i od tamtej pory cały czas wytrwale walczy o powrót do pełnej sprawności. Niedługo na świat przyjdzie jego drugie dziecko. Wszystkie pieniądze na remont mieszkania poszły na leczenie Marcina. W pomoc ratownikowi zaangażowała się Dorota Szelągowska. W ramach programu "Totalne remonty Szelągowskiej" Borkoś otworzył się przed prowadzącą na temat swojego dzieciństwa.
Niestety, jeśli chodzi o ojca i brata, to mieli problem alkoholowy. Brat zapił się w wielu 33 lat, resuscytowałem go w tamtym pokoju. Przyjechało pogotowie i stwierdzili zgon. Jak przy nim działałem, to działałem jak cyborg. Nie miałem wątpliwości, bo zajmowałem się ratownictwem.
Wspomniał, jak problem alkoholowy ojca oraz brata odbił się na jego poczuciu bezpieczeństwa. Dla "Borkosia" zmiana wystroju mieszkania jest również sposobem za walkę z traumą.
Dom nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Więcej miałem obdukcji niż cenzurek w szkole. Ojciec mnie bił bardzo. Mamę i brata też bił. Przez lata miałem jej za złe, że nie wzięła nas pod pachę i nie zamieszkaliśmy pod przysłowiowym mostem. Po balkonach przeskakiwaliśmy do sąsiadki, by ratować się przed tatą. Wspomnienia są okrutne.