Po spektakularnym sukcesie Gambitu Królowej wielu fanów Marcina Dorocińskiego uwierzyło, że rozkwit kariery Polaka poza granicami Polski jest już na wyciągnięcie ręki. Wygląda na to, że się nie mylili. Późnym sobotnim wieczorem aktor zamieścił na Instagramie wpis, w którym obwieścił, że już w 2023 roku będziemy mogli podziwiać go na dużym ekranie u boku samego Toma Cruise'a. Dorociński zagra bowiem w dwóch ostatnich częściach kultowej serii Mission Impossible.
Pozdrawiam Was serdecznie z Londynu. Nadszedł dzień, w którym (dzięki uprzejmości producentów filmu "Mission Impossible", Toma Cruise'a i Christophera McQuarrie) - po miesiącach spekulacji, mogę z radością i niemałym wzruszeniem potwierdzić swój udział w tej legendarnej serii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy w 1996 roku pojawiła się pierwsza część serii "MI", byłem jeszcze studentem Akademii Teatralnej. Toma Cruise'a widziałem w "Top Gunie" i na plakatach u koleżanek, a plan filmowy zza okna przejeżdżając autobusem 119 przy Chełmskiej. I gdyby ktoś powiedział mi wtedy, że 26 lat później będę grał w ostatnich dwóch częściach sagi o Ethanie Huncie, u reżysera, który napisał scenariusz filmu "Podejrzani" i "Top Gun: Maverick" to powiedziałabym - "nie, to niemożliwe", popukałbym się po głowie i czym prędzej się oddalił - pisze Dorociński.
Aktor szczerze przyznaje, że musiał pogodzić się z dosłownie tysiącami porażek, zanim udało mu się otrzymać wymarzoną propozycję. Zwraca też przy tym uwagę na swoje skromne początki, dając świadectwo temu, że ciężka praca i determinacja przynoszą efekty nawet w dobie taniego blichtru i pięciominutowych karier.
Sukcesy nie przychodzą same, mają to do siebie, że długa droga do nich najczęściej okupiona jest wyrzeczeniami, porażkami, upadkami, rozczarowaniami. Pamiętam - kiedy zapytany o moje plany zawodowe - cicho i nieśmiało powiedziałam "chciałbym spróbować zagranicą". Pamiętam również kąśliwe uwagi i lekceważące spojrzenia, ale pamiętam równie dobrze, że byli wokół mnie ludzie, które uwierzyli w moje marzenie chyba bardziej niż ja sam. Bo ja, Marcin z Kłudzienka, zawsze miałem z tym problem.
Przypomnijmy: Fani ekscytują się Piotrem Adamczykiem na plakacie "Hawkeye": "NASZA DUMA NARODOWA" (FOTO)
Pierwszym castingiem, który otrzymałem od mojej londyńskiej agencji, był "MI - Ghost Protocol". Przegrałem. Od tego czasu nagrałem ponad 1200 self tape’ów. I przegrałem je wszystkie. Pierwszy self tape wygrałem w zeszłym roku - po ponad dziesięciu latach żmudnych nagrań, wielkich nadziei i starań. Po 1200 wcześniejszych bolesnych i dotkliwych porażkach. I te dwa wygrane to były "Wikingowie: Valhalla" i "MI: Dead Reckoning". I teraz mogę dzielić się moją radością z Wami.
Dlatego wierzcie w swoje marzenia i nie poddawajcie się. Wasz wielki sen, wyczekane marzenia mogą czekać za rogiem. Cierpliwości i odwagi. Szerokości! Dziękuję Wam za wsparcie! Jestem wzruszony.
To co, widzimy się całą Polską w kinie?