W głośnym filmie Sylwestra Wardęgi, który rozpoczął aferę funkcjonującą dziś pod nazwą Pandora Gate w roli rzekomych oprawców poza Stuu przedstawionych zostało kilku innych twórców internetowych. W tym przyjaźniący się przed laty z Burtonem Marcin Dubiel.
Niedługo po opublikowaniu filmu Sylwka Marcin Dubiel wydał oświadczenie, w którym m.in. nazwał materiał "manipulacją". Niestety, mało kogo przekonały zaprezentowane przez niego argumenty. Oliwy do ognia dolało to, co w swoim wideo pokazał na temat 27-latka Konopskyy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcin Dubiel opublikował film. Przekonuje, że nie jest pedofilem
W czwartek na kanale chłopaka Natsu niespodziewanie pojawił się nowy film będący kolejną próbą ratowania wizerunku. Na początku prawie dziewięciominutowego materiału Marcin odnosi się do zaprezentowanych przez Wardęgę i Konopskyy'ego "screenów" rozmów, dając do zrozumienia, że są to urywki wyrwanej z kontekstu konwersacji, która tak naprawdę dotyczyła... kawy.
Następnie Dubiel zdradza, jaki jest cel opublikowanego przez niego wideo:
Nagrywam ten film, żeby pokazać Wam, że nie jestem pedofilem, ani nigdy nie próbowałem kryć pedofila - przekonuje, nawiązując do obciążających go materiałów:
Tydzień temu udowodniono, że bardzo łatwo jest zniszczyć komuś życie. Wystarczy jeden film, aby obrócić przeciwko niemu całą Polskę. Zniszczono nie tylko mnie, ale także moich bliskich, moją rodzinę, młodsze rodzeństwo i moją mamę, do której dzwonią znajomi, pytając, jak to jest wychowywać pedofila. Ludzie wydali na mnie wyrok, a zostały im pokazane zmanipulowane fragmenty rozmów. Doradzano mi, żebym się nie odzywał i najpierw udowodnił prawdę w sądzie, ale mam dość tego, że boję się wychodzić na ulicę. Nie jestem winny! Nie jestem pedofilem i w życiu nie umiałbym kolegować się z pedofilem! Zostałem wrzucony do jednego wora ze Stuartem i użyty do tego, żeby zebrać więcej wyświetleń - grzmi.
Marcin Dubiel przedstawia dowody na swoją niewinność
Dalej przedstawia dowody na swoją niewinność. Zaczyna od udostępnionych przed Wardęgę nagrań ze Stuu.
(...) Wideo, które zostało pokazane, to nie jest żaden prywatny filmik z dwoma facetami próbującymi poderwać dziewczynę, to wideo wysłane na snapchatowe story, które widziało około 30 tysięcy osób. Nie nagrywałem tego specjalnie dla tej dziewczyny. Byliśmy w Hiszpanii i cały wyjazd dodawałem różne snapy. Z tą dziewczyną utrzymywałem normalny, koleżeński kontakt internetowy przez prawie dwa lata - przekonuje.
Co śmieszniejsze, pisałem z nią o dziewczynie, z którą się wtedy spotykałem. To nie była żadna internetowa miłość, tylko koleżanka, z którą rozmawiałem jak nastolatek z nastolatką. Nigdy nie chciałem się z nią spotkać, nigdy nie poprosiłem o żadne niestosowne zdjęcie, ani żadnego sam nie wysłałem. Nigdy nie spotykałem się z żadną małoletnią osobą! - kontynuuje.
Influencer pokazał, od czego rozpoczęła się "słynna" rozmowa, w której mówi o fance "moja czternastka" i przyznaje, że choć jego słowa były "głupie", nigdy nie padła z jego strony żadna propozycja. W pewnym momencie decyduje się też na zaskakujące wyznanie dotyczące swojego życia seksualnego:
Możecie się śmiać, ale później jeszcze przez trzy lata do 21. roku życia byłem wciąż prawiczkiem.
Zestawianie mnie ze wstrętnymi wiadomościami Stuu jest manipulacją. Przecież nie wiedziałem, co pisze do innych dziewczyn. Jakie są na to dowody? To, że powiedziałem: "Najpierw jedź do niej, a później się zakochuj". Byliśmy na wyjeździe w Hiszpanii. Stuart codziennie podrywał jakieś dziewczyny w klubie albo przez internet. Nie przywiązywałem uwagi do tego, co i komu wysyłam bo wiedziałem, że kręci z różnymi dziewczynami - mówi dalej.
Marcin pokazuje kolejne ponoć wyrwane z kontekstu wiadomości, które pokazano w materiale Wardęgi.
Wyrwane z kontekstu wiadomości, ucięte w konkretnym miejscu spowodowały, że ludzie ulegli manipulacji i życzą mi śmierci. Szkoda, że nie pokazano innych fragmentów rozmów z tamtą dziewczyną - ubolewa i pokazuje wiadomość, w której pisze: "Nie umawiam się z czternastolatkami".
Odnosi się również do samego Stuarta, którego traktował jak idola.
Nie ukrywam, w przeszłości byłem w niego zapatrzony. Był cztery lata starszym gościem, który niesamowicie mi imponował - wspomina, przypominając, że Burtonowi ufało wówczas wiele firm i nic nie wskazywało na to, że jest osobą, od której lepiej trzymać się z daleka.
Zapewnia, że o niczym nie wiedział.
Przecież nie patrzyłem mu w telefon. Nie wiedziałem, że mój przyjaciel ukrywa przede mną podwójne życie. Gdybym wiedział, to w życiu bym go nie bronił.
Następnie pokazuje wiadomości od Stuu, w których ten prosząc, by o nim publicznie nie mówić, pisze o tym, że nie chce działać w internecie ze względu na problemy ze zdrowiem psychicznym. Mówi także o Sukanek.
(...) Szantażował mnie emocjonalnie, że Justyna nie może pogodzić się z tym, że on nie chce z nią być i się na nim mści. Dostawałem setki wiadomości, że nie chce mu się żyć i się zabije. Sam zresztą zawiozłem go do szpitala psychiatrycznego - ujawnia, dodając:
Potem wyjechał do Anglii, bo jego mama zachorowała na nowotwór. Nie miałem prawa myśleć, że przed czymś się ukrywa.
Przekonał Was?