Marcin Miller od ponad 30 lat króluje na polskiej scenie disco polo. 52-latek zalicza się do czołówki liderów nurtu przeżywającego swój renesans głównie za sprawą Jacka Kurskiego, który postanowił promować muzyków disco polo na największych koncertach organizowanych przez TVP. Miller przyznał w rozmowie z Pudelkiem, że nie uważa się za króla i znacznie bardziej woli utożsamiać się z określeniem "szarej eminencji".
Zenek Martyniuk jest królem, Sławek Świerzyński jest cesarzem, a ja jestem imperatorem. (...) Ja to lubię mówić, że ja jestem taki kardynał Richelieu, szara eminencja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pudelek zapytał również muzyka, czy nie czuje się zmęczony graniem od 32 lat ciągle tych samych przebojów. Zdaniem Millera obecnie żaden z jego koncertów nie może odbyć się bez zaśpiewania "Jesteś szalona" czy "Wolności", których teksty fani znają na pamięć.
Nie piłuje się gałęzi, na której się siedzi i od razu powiem szczerze, nie s*a się w swoje gniazdo. To jest wielka przyjemność, jeśli ty wychodzisz na scenę, to ludzie śpiewają piosenkę od a do z. Koncert nie może odbyć się bez piosenki "Jesteś szalona". To jest największa nagroda, jak ludzie śpiewają twoje utwory.
Piosenkarz niedawno wziął udział w reaktywowanym po latach programie "Fort Boyard". Jedno z zadań w programie skłoniła Millera do refleksji na temat szacunku do pieniędzy. Przy okazji pochwalił się również, jak hojnym jest pracodawcą.
Mam wielki szacunek do wszystkich, do każdych zawodów, do każdej zarobionej złotówki, do każdego człowieka. Ci, którzy u mnie pracują, biedy nie zaznają - zapewnił.