Marcin Miller, lider grupy Boys obecnej na scenie już od ponad 30 lat, należy do jednych z najlepiej zarabiających wykonawców. Podobnie jak wielu twórców muzyki disco polo, zdecydowanie największe wpływy odnotowuje podczas dobiegającego powoli końca sezonu letniego obfitującego w dożynki i inne imprezy plenerowe. Niebawem jego stan konta zasili też honorarium za udział w jury powracającego po latach do telewizji talent show "Disco Star".
Nadmiar obowiązków zawodowych prędzej czy później daje o sobie znać, o czym dobitnie przekonał się ostatnio Smolasty, który przeprosił fanów ze sceny, bezskutecznie tłumacząc się zbyt dużą eksploatacją głosu w krótkim czasie. Zdaje się jednak, że Millera dotknęły znacznie poważniejsze problemy zdrowotne. Wokalista ujawnił w rozmowie z redakcją "Faktu", że zmaga się z przepukliną trzech kręgów, która stale się odnawia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcin Miller ujawnia, czy czeka go operacja
Wykonawca niekwestionowanego hitu weselnego "Jesteś szalona" mimo pokaźnego stażu estradowego nie zwalnia tempa. Nie przekonało go do tego nawet wykrycie poważnego schorzenia. Stawianie kariery ponad zdrowie zaczyna mieć jednak coraz bardziej odczuwalne skutki.
To nie jest tak, że wezmę tabletki i zaraz przejdzie. Każdy ruch to ból, to ucisk na nerwy, to wielka męka. Można zemdleć. Nie można kichnąć, to tragedia. Nie mówiąc o jedzeniu. Kiedy biorę widelec do ręki, i coś próbuję nim nabrać, to wszystko spada, bo nie mogę się nachylić. W ludzkim organizmie wszystko jest tak unerwione, że człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy. Proste czynności, które wydają się naturalne, okazuje się w takich sytuacjach chorobowych niezwykle trudne - zdradził czytelnikom.
Marcin Miller ujawnił, że z biegiem lat "kręgi są tak poprzecierane", że nawet jedno niekontrolowane szarpnięcie może przerodzić się w bardzo dotkliwy ból. Przyparty do muru piosenkarz ostatecznie zdecydował się na zabieg, który zostanie przeprowadzony na początku września. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, już kilka dni później zamelduje się z zespołem w kolejnych miastach Polski.
Ludzie mi zarzucają, że pieniądze są ważniejsze. Tylko oni nie wiedzą, że niektóre koncerty są kontraktowane wcześniej pół roku, rok, a nawet 2 lata z góry. Nie jestem osobą, która sama podpisuje umowy. Mam kontrakt z wytwórnią. To ona mnie w trasę wysyła. Oczywiście mogę powiedzieć, że nie jadę. Ale wówczas są kary. Dlatego, jak mnie tata uczył, nie narzekaj synku. Inni mają gorzej. (...) Trochę powykręcam się na scenie. Ale skoro jeszcze wchodzę na scenę, to po prostu można - wytłumaczył chęć szybkiego powrotu na estradę.
Doigrał się za swoje dawne wpisy?
ZOBACZ TEŻ: Marcin Miller udaje, że walczy z nowotworem i pogrąża się tłumaczeniami: "Lubię, jak ludzie współczują"