Marek Torzewski może pochwalić się międzynarodową sławą, którą zawdzięcza wybitnemu głosowi. Polski tenor ma na swoim koncie m.in. stworzenie mundialowego hitu "Do przodu, Polsko!", który w 2002 roku był nucony niemal przez każdego fana futbolu.
Spokój w życiu polskiego operowego śpiewaka zakłóciła jednak choroba nowotworowa. W 2019 roku córka muzyka zdecydowała się udzielić wywiadu jednemu z serwisów, wyznając, że Torzewski mierzy się ze złośliwym rakiem.
On jest w trudnej sytuacji zdrowotnej, bo jest osłabiony chorobą nowotworową. To już jakiś czas trwa. Ojciec nie jest osobą, która o tym opowiada, ale jest w takim momencie, że powinien mieć trochę więcej spokoju. Leczenie trwa. Nie chcę wchodzić w detale, ale jest to rak złośliwy - powiedziała Plejadzie Agata Torzewska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Choroba była dla tenora sporym zaskoczeniem. Muzyk początkowo stracił nadzieję na to, że kiedykolwiek wyzdrowieje, ale w ciężkich chwilach mógł liczyć na rodzinę. Chęć walki z chorobą obudziła w nim córka Agata, która poprosiła ojca, by ten obiecał jej, że poprowadzi ją do ołtarza w dniu jej ślubu.
Mąż nie chciał rozmawiać z nikim. Jedynym bodźcem była w tym momencie moja córka Agata. Powiedziała do niego: "Marek, proszę cię, nie rób mi tego. Przecież wiesz, że mam mieć ślub. Obiecaj mi, że zaczniesz się leczyć i odprowadzisz mnie do ołtarza. Zaśpiewasz na moim ślubie i masz mi dać słowo, że będziesz się leczył i pozwolisz mamie sobie pomóc". I Marek wtedy powiedział: "Agatko, tak, zaczynamy" - mówiła żona tenora w rozmowie z Plejadą.
Torzewski poddał się chemioterapii, ale odmówił operacji, która mogłaby znacząco wpłynąć na jego karierę muzyczną. Śpiewak operowy postanowił poddać się eksperymentalnej terapii dającej do 10 procent szans na wyzdrowienie. Marek pokonał raka i dziś czuje się dobrze. Artysta w udzielanych wywiadach podkreśla jednak, że już zawsze będzie musiał żyć z myślą, że może pojawić się ryzyko nawrotu choroby.
Ta choroba przyszła znienacka. Podstępnie. Bez żadnej zapowiedzi. Żeby się wyleczyć, musiałbym podjąć bardzo radykalne środki, które uniemożliwiłyby mi dalsze wykonywanie zawodu. Dlatego nie zgodziłem się na operację, tylko zastosowałem eksperymentalną metodę, która dawała mi 8-10 procent szans na przeżycie. Po prostu nie wyobrażałem sobie, że mógłbym przestać śpiewać. Dla mnie to było nie do zaakceptowania - mówił w rozmowie z Onetem.
Ostatnio słynny tenor postanowił po raz pierwszy od dawna pokazać się publicznie. Idealną okazją był dla niego koncert kolęd zorganizowany przez Polsat. Muzyk brylował na wydarzeniu razem z żoną Barbarą. Torzewski stanął na scenie, a także składał życzenia zgromadzonym na kolędowaniu gwiazdom.