Maria Niklińska to córka Jolanty Fajkowskiej, niegdyś jednej z bardziej znanych prezenterek Telewizji Polskiej. W latach 90. zaczęła przygodę z aktorstwem, gdy pojawiła się w Tajemnicy Sagali, a potem przez wiele lat grywała w Klanie, gdzie przydzielono jej rolę Agaty, dziewczyny Daniela Rossa zmagającego się z wirusem HIV. W pewnym momencie Niklińska zapragnęła też podbić rynek muzyczny, ale na planach się skończyło.
Przypomnijmy chociaż, jak się chwaliła: Rozemocjonowana Niklińska zapowiada płytę: "Czuję się inną osobą. Tworzę z Amerykanami, Niemcami i Szwedami!"
Dzisiaj 38-latka robi to, co większość celebrytek: dzieli się prywatnością w mediach społecznościowych, w tym także na TikToku. Niklińska na ten moment może cieszyć się ponad 27 tysiącami obserwujących.
W czwartek aktorka zdobyła się na odwagę, aby opisać, co takiego spotkało ją w szkole teatralnej, do której uczęszczała przez cztery lata. Przyznała, że był to dla niej niezwykle ciężki okres.
Po roku studiów w tej szkole twoi znajomi cię nie poznają, przestajesz wierzyć w siebie, jesteś inną osobą. Tak, mówię o szkole aktorskiej, w której spędziłam cztery lata mojego życia. Cztery Wartościowe ale bardzo trudne lata, które zmieniły mnie na zawsze. Nazywam się Maria Niklińska i studiowałam w Warszawskiej Akademii Teatralnej i w końcu jestem gotowa, żeby powiedzieć wam o moich przeżyciach i doświadczeniach - zaczyna odważnie 38-latka, wracając do wspomnień. Opisuje, jak wpajano jej, że jest jedynie "zabawką" w rękach produkcji.
Przez cztery lata szkoły aktorskiej, niestety słyszałam, że aktor nie powinien mieć osobowości, aktor powinien być jak gąbka, która wchłania wszystko, że właściwie jest marionetką w rękach reżysera - słyszymy. W trakcie studiów schudłam o połowę, gdy zobaczyła mnie moja rodzina, wychudzoną z różowymi włosami i zgarbioną.
Maria Niklińska ocenia, że przez cztery lata w Akademii Teatralnej zdołano tak ją zmienić, że zaczęła wątpić we wszystko, nawet w to, kim jest i jakie ma poglądy. Wygląda na to, że jej wspomnienia pokrywają się z wrażeniami, które wielu młodych aktorów wyniosło z warszawskiej uczelni.
Z pewnej siebie nastolatki, która skończyła dobre liceum i miała swoje zdanie na każdy temat, wiedziała co powiedzieć, kim jest, właściwie stałam się osobą, która kwestionuje wszystko, kwestionuje siebie na każdym kroku, ponieważ zostało mi powiedziane, że na tym polega aktorstwo - opisuje. Nie mówię, że wszyscy profesorowie byli źli, natomiast to co było naprawdę zaniedbane, to był ten aspekt zdrowia psychicznego. Nie nauczono nas tego, jak dbać o siebie, jak wychodzić z roli, w jaki sposób się regenerować, ani też tego, że masz prawo o tym mówić i, że twoje zdanie jest ważne.
Przypomnijmy, co mówiła na temat uczelni Eliza Rycembel: "Profesor, który WKŁADA RĘKĘ POD BLUZKĘ bez pytania"
Niklińska idzie dalej. Przyznała, że zdanie adepta aktorstwa w żaden sposób nie było szanowane przez wykładowców, co doprowadziło ją i innych studentów na skraj załamania nerwowego.
Zdanie aktora nie jest szanowane, wbrew temu, co myślicie, aktor nie zawsze ma wiele do powiedzenia na planie - opisuje. Niestety tego właśnie nauczyła nas w dużej mierze szkoła teatralna, albo właśnie nie nauczyła tego, żeby dbać o siebie w dobry i zdrowy sposób. Dlatego też wielu aktorów ma problemy ze sobą, chodzą na terapię, miewają depresję, niektórzy mają problemy z używkami. Tak, to prawda! - podsumowała.