Maria Sadowska wzięła "sekretny" ślub z muzykiem Adrianem Łabanowskim w sierpniu 2017 roku. Choć na ceremonii gościło wiele gwiazd, artystce udało utrzymać się wszystko w tajemnicy i nie zaskoczyli ją paparazzi. Po prawie trzech latach od tego wydarzenia Sadowska postanowiła uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć o kulisach ślubu oraz o bardzo nieoczekiwanych zaręczynach. W rozmowie z Izabelą Janachowską wyznała, że by dostać pierścionek musiała go najpierw... wykopać z ziemi.
Powiedział mi: "słuchaj idziemy sadzić drzewa". No i zabrał mnie na takie miejsce na wzgórzu, dał mi łopatę i mówi "masz, kop". Trochę mnie to zdziwiło bo Adi jest raczej takim gentelmanem, a tu nagle "kop". No i ja tak kopię i trafiłam na coś twardego w końcu i wykopałem szkatułkę, w tej szkatułce była jeszcze jedna szkatułka, w tamtej jeszcze jedna no i jak się dokopałam do tego pierścionka, Adi padł na kolana. (...) Wtedy teściowa i teściu wypadli w kwiatami, moi rodzice też tam byli, bo to była Wielkanoc. Było bardzo uroczyście i się popłakałam - wyznała.
Sadowska przyznała, że jej ślub był raczej tradycyjny i dobył się w kościele. Z kolei na weselu artystka zagrała na ukulele piosenkę, którą skomponowała specjalnie dla ukochanego. Nie był to koniec artystycznych popisów...
Mieliśmy zamówiony zespół, ale weszliśmy też ze swoimi zespołami na scenę. Ja sobie nie wyobrażam zabawy, jak sama nie gram. Więc w zasadzie graliśmy cały czas. Więcej graliśmy niż tańczyliśmy. Po czwartej weszli znajomi DJ-e i tez razem graliśmy - zdradziła.
Na wieczorze panieńskim Sadowska również bawiła się dobrze. Towarzyszyło jej trzech striptizerów...
Najpierw był escape room, potem byliśmy u mnie w domu, gdzie była wróżka oraz ku mojemu zaskoczeniu, bo naprawdę bym w to nie poszła, trzech striptizerów. Potem mielimy party busa, którym jeździłyśmy po Warszawie z 3 godziny i gdzieś tam kończyłyśmy w klubach - dodała.
Tylko pozazdrościć?