5 marca media obiegła wiadomość o śmierci jednego z najsłynniejszych polskich muzyków, Krzysztofa Krawczyka. Artysta miał 74 lata. Choć zaledwie dwa dni wcześniej Krawczyk opuścił szpital po zmaganiu się z COVID-19, wdowa po piosenkarzu zapewniła w rozmowie z Onetem, że to wcale nie koronawirus był przyczyną zgonu.
Wieść o śmierci legendy polskiej sceny zaskoczyła przede wszystkim jego najbliższych, którym wydawało się, że po opuszczeniu szpitala w sobotę stan zdrowia Krzysztofa jest stabilny. Jedną z takich osób był Marian Lichtman, który przez całe dekady grał z Krawczykiem w zespole Trubadurzy. W pierwszej chwili perkusista była przekonany, że informacja o zgonie artysty to fake news.
Uważałem, że to fałszywe artykuły - wyjawił w rozmowie z Pomponikiem. Bardzo długo czekałem z tą decyzją, aby przyzwyczaić się do tego, że Krzysztofa już nie ma.
Okazuje się, że 74-latek ma żal do wdowy po "Polskim Elvisie Presley" o to, że nie zadzwoniła do niego, aby przekazać mu smutną informację.
Z Ewą mamy relacje dyplomatyczne - przyznał Lichtman. One są takie oziębione. Jednak nie kłócę się z nią. Nie byłem przez nią poinformowany o śmierci Krzysztofa. Jest mi bardzo przykro z tego powodu. Nie wiem, dlaczego tak się zachowała, ale miała prawo. Ostatnio było dużo stresów, bo nie wiedziała, czy jej mąż przeżyje. Nie chodzi o to, że wybaczam, ale rozumiem to.
Wiadomo już, że pogrzeb Krzysztofa Krawczyka odbędzie się w najbliższą sobotę, 10 kwietnia. Ostatnia droga muzyka rozpocznie się o godzinie 12.00 mszą żałobną w archikatedrze łódzkiej.