W ostatnich latach patostreamy oraz walki, znane jako freak fighty, w których uczestniczą youtuberzy, influencerzy i inne osoby publiczne, zdobyły ogromną popularność. Powstały kolejne federacje organizujące swoje gale, którym z czasem zaczęli przyglądać się przedstawiciele władzy oraz Rzecznik Praw Obywatelskich.
Na początku tego tygodnia premier Donald Tusk podkreślił, że powinny powstać pewne ograniczenia dotyczące dostępu najmłodszych do tego typu wydarzeń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W związku z wypowiedzią Tuska Polsat News postanowił zaprosić do dyskusji Mariannę Schreiber, która ma na swoim koncie trzy walki w jednej z federacji. Celebrytka przedstawiła swoją perspektywę, przyznając, że krytyka freak fightów wynika z… niewiedzy.
Wydaje mi się, że ta nagonka na freak fighty bierze się z niewiedzy (...) Wiem, że jest temu przyczepiona łatka patologii. Tam są zachowania, których też nie popieram. Sama mam 9-letnią córkę i wydaje mi się, że nie mam się czego wstydzić - powiedziała i dodała, że sama swojej pociechy na walkę by nie zabrała.
Marianna Schreiber: Musimy potępiać zachowania destrukcyjne, które źle wpływają na młodzież
Schreiber przekonywała także, że należy potępiać zachowania destrukcyjne, ale walki w oktagonie nie są patologią. Uczestniczą w nich bowiem sportowcy, którzy odnosili sukcesy na arenie międzynarodowej.
Freak fighty to walki osób z internetu - znanych bądź mniej znanych - w oktagonie. Są tam również sportowcy - reprezentanci Polski w piłce nożnej, w siatkówce, mistrz świata w boksie (...) To nie jest patologia. We freak fightach to jak i w normalnej pracy. Ja sama pracowałam do niedawna na uczelni, robiłam doktorat i też były tam osoby, które nie zachowywały się ok. Musimy potępiać zachowania destrukcyjne, które źle wpływają na młodzież (...) Rok temu, jak wchodziłam w ten świat, miałam dokładnie takie samo zdanie jak Pani i politycy. Gdy weszłam w to środowisko, to przekonałam się, że się myliłam - powiedziała.
Celebrytka podziękowała przedstawicielom federacji za to, że "popychają młodych ludzi do sportu", z czym nie zgodziła się dziennikarka, kontynuując swoją tezę, że tego rodzaju walki to "patologia", a nie sport. Schreiber dodała, że dzięki pieniądzom z walk mogła się utrzymać po tym, jak okazało się, że jej małżeństwo z Łukaszem Schreiberem to przeszłość, a ona została samotną matką.
Ja, kiedy zostałam samotną matką z dnia na dzień, gdyby nie te freak fighty, nie miałabym za co żyć. Takim osobom one dają rozwój, takim osobom dają szansę. Dają młodym ludziom szansę wyjścia z patologii, bo przychodzą tam ludzie, którzy mają problemy - podsumowała.
Po programie dodała także obszerny wpis na swoim Instagramie.
Rolę miałam wyjątkową trudną - bo pewne zachowania związane z freak fightami, są nie do obrony. Ale te pojedyncze zachowania nie mogą rzutować na cały obraz freak fightów. Stanowczo nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że friki to nie sport (...) Oczywiście są w tym środowisku zachowania które wykraczają nie tylko poza granice dobrego smaku, ale również zdrowego rozsądku. Ale jestem przekonana, że federacje same mają tego świadomość i patrząc chociażby wstecz na liczbę takich zachowań kiedyś, a dziś widać duży progres - napisała.