Marianna Schreiber zyskała popularność dzięki udziałowi w dziesiątej edycji "Top Model". Jej pojawienie się w programie TVN było zaskakujące, ponieważ wówczas była żoną Łukasza Schreibera i w tajemnicy przed nim wzięła udział w castingu. Jak sama mówiła: "żonie ministra nie wypada robić takich rzeczy. Może się rozwiedzie ze mną...". Kilka lat później okazało się, że jej słowa były prorocze.
Przygoda z show zakończyła się stosunkowo szybko, ale okazała się przepustką do wielkiego świata show-biznesu, w którym Marianna świetnie się odnalazła. Jeszcze niedawno mogliśmy oglądać ją w programie "Królowa przetrwania". Jest także niezwykle aktywną użytkowniczką mediów społecznościowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od momentu pojawienia się w programie Marianna Schreiber przeszła ogromną metamorfozę. Dziś 32-latka nie przypomina już dawnej siebie. Teraz przyznała, że za jej przemianą stoi kilka operacji, którym się poddała, aby podnieść swoją samoocenę.
Miałam dwie operacje nosa. Operację powiek. Myślałam, że to podniesie moją samoocenę maksymalnie do góry. Z jednej strony zrobiłam to po to, by się lepiej czuć ze sobą - nos zawsze mi przeszkadzał, poza tym miałam ciągle zapalenie zatok i problemy z oddychaniem. Ale nie oszukujmy się, cała tajemnica naszej pewności siebie, złapania dystansu do internetowego dążenia za doskonałością, stanięcie przed lustrem i powiedzenie sobie: akceptuję siebie z takim nosem, z takim brzuszkiem, z takimi cyckami i tyłkiem - tkwi w środku, w naszej głowie i w naszym sercu.
To tam skupia się cała nasza odwaga do bycia sobą bez względu na to jak chcieliby postrzegać nas inni. To tam skupia się brak poczucia wstydu za rzeczy, których nie mamy prawa się wstydzić - czyli tego jak wyglądamy, jak żyjemy i kim jesteśmy. Cały problem nie tkwi w nas samych, tylko w społeczeństwie, które próbuje narzucać nam kim powinniśmy być i jacy powinniśmy się stać - napisała.
W dalszej części wpisu Marianna Schreiber stwierdziła, że często rezygnujemy z siebie, starając się być kimś innym, niż jesteśmy, ponieważ wydaje nam się, że większa grupa ludzi będzie nas lubić i akceptować. W efekcie męczymy się sami ze sobą, zapominając, że to my powinniśmy być najpierw dla siebie, a potem dla innych.
Rezygnujemy z siebie, staramy się być kimś innym niż jesteśmy, bo wydaje nam się, że większa grupa ludzi będzie nas lubić i akceptować. A w konsekwencji męczymy się sami ze sobą, bo to my powinniśmy być najpierw dla siebie. Potem dla innych - czytamy.