To nie będą wesołe święta dla Megan Fox. Uznawana za jedną z najseksowniejszych aktorek swojego pokolenia gwiazda ogłosiła zaledwie kilka tygodni temu, że spodziewa się dziecka będącego owocem jej związku z Machine Gun Kellym. Relacja celebrytów od początku wzbudzała emocje, a sami zainteresowani jedynie je podkręcali przesadnym okazywaniem czułości na czerwonych dywanach, absurdalnymi wypowiedziami i historiami o rytualnym piciu krwi. Złośliwi mogliby powiedzieć, że dostaliśmy Angelinę Jolie i Billy’ego Boba Thorntona naszych czasów, ale w wersji z Shein i niewiele by się pomylili. Nie brakowało również doniesień o kolejnych rozstaniach i powrotach oraz rzekomych zdradach, których miał dopuszczać się muzyk, a które były mu regularnie wybaczane. Kelly podobno nie zmienił swoich nawyków, ale podejście do wybryków partnera zmieniła za to Fox i tym razem rozstała się z nim na dobre.
Tak przynajmniej informują amerykańskie media, ale jeśli chodzi o tych dwoje, to nic nas już nie zdziwi. Tam, gdzie codzienna rzeczywistość jest tak przesiąknięta potrzebą atencji i wzbudzania szumu wokół siebie, mogą zrealizować się nawet najbardziej nieoczekiwane scenariusze. Dziś rozstanie, za tydzień ślub na Hawajach. Wszystkie chwyty dozwolone! Że też ich nie męczy bycie karykaturą samych siebie… Niemniej, czekamy na kolejne odcinki tej groteskowej telenoweli prosto z "Hollyweird".
Powody do świętowania ma za to Selena Gomez. Pielęgnująca przez lata wizerunek męczennicy aktorka i piosenkarka ma ostatnio niezłą passę, więc możliwe, że nie będziemy musieli już wysłuchiwać jej cierpiętniczych wywodów i na dobre pożegna się z lukratywnym dotąd syndromem ofiary. Nie dość, że otrzymała dwie nominacje do Złotych Globów, to w dodatku zaręczyła się ze swoim partnerem, Bennym Blanco. Z opublikowanych zdjęć można wywnioskować, że do zaręczyn doszło w studiu filmowym, gdzie na ich potrzeby stworzono coś w rodzaju parku z fototapetą miasta będącego tłem romantycznego pikniku z Taco Bell na wynos. Z gratulacjami ruszył cały tłum celebrytów m.in. Taylor Swift, w swoim stylu skupiająca uwagę na sobie, zadeklarowała, że będzie dziewczyną z kwiatami podczas ślubu Seleny i Benny’ego, a wymownego lajka pod zdjęciem zostawiła nawet Hailey Bieber. Ta ostatnia z pewnością odetchnęła z ulgą i nadzieją, że zaręczyny Seleny oznaczają koniec obsesji jej i jej fanów na temat związku z Justinem, który często owocował zmasowanym hejtem i wymyślnymi teoriami spiskowymi.
Kariera Seleny to jedna z największych hollywoodzkich zagadek. Nijakie umiejętności aktorskie, o wokalnych już nie wspominając, PR oparty na cierpieniu związanym z problemami ze zdrowiem i nieszczęśliwą nastoletnią miłością do Biebera zaowocowały rekordowymi zasięgami w sieci, zbudowaniem imperium kosmetycznego z marką Rare Beauty i uznaniem w świecie rozrywki. Najwyraźniej Gomez musi coś w sobie mieć - miliony nie mogą się przecież mylić…
Wróćmy jednak na moment nad Wisłę, bo i nasi rodzimi celebryci nie pozwalają nam się nudzić, co ma czasami opłakane skutki i coraz wyraźniej zaciera granicę między rozrywką a patologią. W tej kategorii na zdecydowane prowadzenie wysunęła się w ostatnich dniach Marianna Schreiber, która nie cofnie się przed niczym, żeby tylko na chwilę zaistnieć. Tym razem zdecydowała się zaatakować jednego z aktywistów grupy Ostatnie Pokolenie przy użyciu... gaśnicy. Jak każda niezrównoważona atencjuszka, Schreiber wystosowała oficjalny manifest, w którym wskazała powód swojego idiotycznego i niebezpiecznego zachowania, a miała być nim troska o bliżej nieokreśloną grupę ludzi doświadczającą "bandytyzmu" ze strony aktywistów klimatycznych. Zupełnie przecież nie chodziło o to, żeby znowu ktoś o niej napisał.
Schreiber jest przykładem medialnego wrzodu, który wyhodowaliśmy sobie sami - my czyli media, internauci i użytkownicy portali społecznościowych, nieustannie karmiący ją uwagą, komentarzami i artykułami, o które tak niestrudzenie i bezwstydnie zabiega niemal każdego dnia. I, niestety, jest za późno, żeby odpowiednio zareagować, bo rozgościła się już u nas na tyle, że ciężko byłoby powierzyć tę rolę komuś innemu. Czym innym jest jednak bycie pożytecznym idiotą w sieci, a czym innym prowokowanie sytuacji zagrażających życiu i zdrowiu innych ludzi. Pocieszenie (a może przestroga?) jest jednak takie, że to bumerang, który szybko do Schreiber wróci i jeszcze ją poturbuje, bo ostatecznie to ona jest największą ofiarą swojej bezmyślności. Kiedyś oferowało się takim delikwentkom pomoc, dziś zbija się na nich kliki i odsłony, dając jedynie ułudę, że są kimś więcej niż nadwornym pajacem. Ale nawet pajacowanie powinno mieć swoje granice i coś nam mówi, że Marianna boleśnie przekona się o konsekwencjach ich przekroczenia. I to już niebawem…