W środowy wieczór Marianna Schreiber niespodziewanie zamieściła na swoim Instagramie tajemnicze zapiski. Sugerowała przy tym, że odkryła korespondencję między Agnieszką Kaczorowską a inną uczestniczką programu "Królowa przetrwania". Ich treść może wskazywać, że na planie produkcji narodził się romans.
Chwilę później zachęciła swoich odbiorców do zadawania pytań. Jedno z nich dotyczyło tego, czy nie boi się konsekwencji ze strony dziewczyn, których konwersację opublikowała.
Jako że jestem osobą wierzącą, boję się jedynie Boga. A nie osób, które są silne tylko w gębie, a cała ich argumentacja sprowadza się do kłamstw i manipulacji - napisała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marianna Schreiber w rozmowie z "Faktem" postanowiła odnieść się do kontrowersji związanych z ujawnioną przez nią korespondencją. Podkreśliła, że jej decyzja nie była przypadkowa i wynikała z wielu czynników oraz informacji, które zdobyła z różnych źródeł.
Proszę mi wierzyć, że jest to podyktowane wieloma czynnikami, osobami i źródłami, w związku z czym prędzej kaktus wyrośnie mi na ręku, niż to będzie nieprawdziwe (...) Ja nie chciałam tego ujawniać, bo staram się nie wchodzić w czyjeś życie prywatne z buciorami. Ale to, co się wydarzyło w komentarzach pod postem z oświadczeniem Macieja Kurzajewskiego i to jak bardzo było mi szkoda Pauliny w tej sytuacji. I ten komentarz, który już zresztą został skasowany… - powiedziała w "Fakcie".
Schreiber nie kryła oburzenia wobec reakcji, które pojawiły się w sieci po ujawnieniu sprawy Pauliny. Podkreśliła, że nie potrafi przejść obojętnie obok sytuacji, w której cierpienie drugiej osoby jest lekceważone, a wręcz aprobowane.
Nie wiem, jak można przyklaskiwać czemuś, co wywołuje cierpienie drugiej kobiety. Już nawet nie chodzi o to, że brak tej solidarności kobiecej jest naprawdę bardzo, bardzo słaby. Po prostu ja bym się nie pokusiła, nawet jakbym kogoś nie lubiła, na skomentowanie czegoś takiego. Po tym, co Paulina mówiła o tym, co przeżyła z mężem i synami. Ona naprawdę straszne cierpienie przeszła. I to, że osoba, która wrzuciła te klaszczące ręce, sama nie może się pochwalić niestety ani moralnością, ani innymi rzeczami. No dla mnie to było już na tyle niedopuszczalne i było mi tak szkoda Pauliny i tak utożsamiałam się z jej bólem, że musiałam zareagować i powiedzieć ludziom jak jest. Otworzyć im oczy i powiedzieć, że ludzie "to nie jest nie jest tak, jak macie dostarczane i tyle" - dodała.
Na koniec dodała, że dla dobra dzieci nie ujawni więcej szczegółów. Na wszystko ma dowody.
Ja mam bardzo dużo tych treści, aczkolwiek tak jak mówię, ze względu na to, że są tam dzieci i sama jestem matką, nie chcę ujawniać za dużo - przyznała.
Czekacie?