Powoli, aczkolwiek konsekwentnie, Marina Łuczenko-Szczęsna zaczyna wyrastać na polski odpowiednik Gwyneth Paltrow. Obie panie są wyjątkowo urodziwe i dobrze usytuowane, łączy je także oderwanie od realiów otaczającego je świata, co niestety nie zjednuje im serc publiki.
Pomimo dwóch świeżych skandali na swoim koncie, wokalistka zarzekała się jeszcze niedawno w rozmowie z redaktorem Pudelka - Michałem Dziedzicem, że w ogóle, nie uważa się za osobę wywołującą kontrowersje. Co więcej, pokusiłaby się nawet o nazwanie siebie nudziarą.
Nie jestem osobą, która wzbudza kontrowersje. Wręcz bym powiedziała, że jestem trochę nudziarą. To jest takie na siłę wzbudzanie sensacji - komentuje rozbawienie, które wywołała jej reakcja na przekręcenie imienia jej synka przez Annę Kalczyńską. - Imię zostało przekręcone i poprawiłam: "Skąd się wziął LAJAM".
Zobacz: Anna Kalczyńska tłumaczy się z wpadki z "LAJAMEM": "Lekcję przyjęłam, błędu więcej nie popełnię"
Artystka zdradziła również, że anglojęzyczne imię ma za zadanie pomóc jej latorośli rozwinąć skrzydła za granicą. Gwiazda nie wyobraża sobie bowiem, aby Liam miał uczęszczać do polskiej szkoły.
To jest imię jakby nie patrzeć zagraniczne. Planujemy mieszkać za granicą. Nie wiem, czy będziemy mieszkać w Polsce. Liam na pewno będzie chodził do zagranicznych szkół. Na pewno chciałabym go wysłać do anglojęzycznej, bo ja żałuję, ja nie miałam takiej możliwości angielskiego się uczyć od początku - zdradza w rozmowie z Pudelkiem.