Marta Linkiewicz znana jest szerokiej publiczności głównie za sprawą wybryku sprzed kilku lat, kiedy to przechwalała się na swoim Instagramie czynnościami seksualnymi wykonywanymi na raperach z grupy Rae Sremmurd.
Rezolutna dziewczyna wycisnęła pięć minut sławy do ostatniej kropli. Na swoim Instagramie pokazywała rozrywkowy styl życia, wielokrotnie będąc w stanie upojenia alkoholowego, przeklinając i opływając jednocześnie w samozachwycie. Dzięki temu zyskała wielu fanów, którzy pokochali jej szczerość i bezkompromisowość. Oczywiście pojawiło się też wiele głosów krytycznych, a złośliwi szybko nazywali Martę "patoinfluencerką".
Linkiewicz postanowiła jednak zmienić swoje życie i stało się to w momencie, gdy zgodziła się na udział w walkach Fame MMA. Zmotywowało ją to do ograniczenia hulaszczego trybu życia i rezygnacji z używek. Marta ruszyła na siłownię, a dzięki temu przeszła prawdziwą metamorfozę, którą dziś ochoczo chwali się na Instagramie, dodając ponętne zdjęcia.
Fani, którzy pokochali Martę w wersji nieocenzurowanej, zaczęli nawet narzekać, że dziewczyna staje się nudna... Patoinfluencerka postanowiła więc pokazać im, że wciąż ma pazur i potrafi się zabawić. Jak to jednak w życiu bywa, nie wszystkim da się dogodzić i chociaż Linki udało się ugasić jeden pożar, to od razu pojawił się drugi.
Jeden z internautów zarzucił Marcie, że jedynym powodem jej popularności jest spektakularna metamorfoza i zasugerował, że celebrytka jest właściwie prostytutką, która nie grzeszy intelektem. Na odpowiedź Linki nie trzeba było długo czekać. Dała upust swoim emocjom na InstaStories:
Ludzie są tu nie dlatego, bo zaliczyłam kogoś sławnego 5 lat temu, tylko dlatego, bo żyję, jak chcę i jestem zaj*bista, ok - napisała Linki. Swoją drogą, jak można porównywać bzykanie idola do prostytucji? Wstyd i średniowiecze. Jakby to powiedziała Paris Hilton - STOP BEING JEALOUS!
Myślicie, że dezaprobata wobec jej nietuzinkowego stylu życia naprawdę wynika z zazdrości?