Tak jak wielu się tu wypowiadających uważam, ze 90% nauczycieli jest w tym zawodzie z przypadku, są bo nie mieli innego pomysłu na życie. Moi znajomi po liceum, którzy kompletnie nie wiedzieli co ze sobą zrobić szli na pedagogikę albo zdawali na kilka kierunków i na pedagogikę dodatkowo gdyby się na żaden sensowny nie dostali. Uznawali to za zło konieczne i ostateczność. Część z nich wciąż uczy, część porzuciła zawód. Moi nauczyciele to byli frustraci, często agresywni. Miałam tylko 2 (matematyk w podstawówce i biolożka w liceum) nauczycieli z pasją i powołaniem, reszta często nawet nie umiała własnego przedmiotu by go dzieciakom interesująco wytłumaczyć. Wyzwiska, poniżanie, szydzenie, zaniżanie samooceny, komentarze dotyczące prywatnych spraw - obrzydliwi ludzie. Zabijali kreatywność, dyskusję bo nikt nie mógł powiedzieć, ze wiersz czy książka mu się nie podoba i dlaczego. Ma się podobac bo jest "o ojczyżnie" i kropka. Szczytem było postawienie jedynki za nieprzeczytanie lektury koledze, który 2 razy przeczytał "Rozmowy z katem" (bo starsznie mu się ta książka podobała). Nauczycielka po prostu nie przyjmowała do wiadomości, ze "taki g**b" mógłby coś przeczytać :/ Podwyżki dla nauczycieli - TAK ale pod warunkiem, że sami zrobią coś ze swoim toksycznym srodowiskiem.