Z perspektywy Instagrama życie Kingi Rusin może wydawać się jedną wielką idyllą. Podróże dookoła świata, spory zastrzyk gotówki i udany związek. Nic tylko pozazdrościć. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że i naszej "reporterce bez granic" zdarzają się niekiedy podróżnicze wtopy. Ostatnia wyprawa na Hawaje okazała się istną katastrofą. Dlaczego?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kinga Rusin marudzi na wakacje na Hawajach
Należy tu zaznaczyć, że zdjęcia uśmiechniętej od ucha do ucha Kingi nijak mają się do relacji z "istnej mordęgi", która znalazła się w sekcji opisu. Rusin ze smutkiem donosi, że pięknych Hawajów z pocztówek zwyczajnie już nie ma. Stany Zjednoczone zrobiły swoje.
Narzekanie to polski sport narodowy, więc pozwólcie, że i ja się w nim sprawdzę. Ponarzekam trochę na Honolulu! Tłumy, spaliny, wieżowce jeden na drugim - ależ się tu umęczyliśmy! Z tropikalnym rajem to miejsce naprawdę ma niewiele wspólnego, a słynna Waikiki Beach, jeżeli chodzi o liczbę plażowiczów, może sobie podać rękę z Łebą. Jedyny plus to niezłe knajpy i shopping dla chętnych.
Nie mogąc swobodnie podróżować, ze względu na koszmarne korki, Kinga postanowiła wynająć helikopter i nieco bliżej poobserwować aktywność wulkanów. Poczyniła przy tym dygresję odnośnie narodowości pilota - Japończyka. Otóż dziennikarka miała poczuć się z tego względu "nieswojo", gdy przelatywała nad Pearl Harbor. Zwierzenie to wybrzmiało co najmniej dziwnie.
Najgorsze zostało jednak na koniec. Otóż Kinga musiała zmierzyć się z koszmarem picia bąbelków z - o zgrozo - plastiku. Na szczęście sprostała wyzwaniu, zdobywając tym samym nowe cenne doświadczenie.
Pobyt na Oahu zakończyliśmy "elegancką" kolacją na plaży, w restauracji polecanej przez najlepsze przewodniki. Szczerze mówiąc, to nie mamy pojęcia, czym sobie na to zasłużyła, poza astronomicznymi cenami. W każdym razie szampana z plastikowych kieliszków chyba jeszcze nigdy nie piłam, więc jest to jakieś doświadczenie do kolekcji.
Też już nie wiecie, czy Kindze należy zazdrościć, czy współczuć?