Maryla Rodowicz, raczej nieświadomie, stała się główną bohaterką przedsylwestrowego zamieszania. Zaczęło się od tego, że ogłosiła oburzona, że nie wystąpi na żadnym z sylwestrowych koncertów wielkich stacji telewizyjnych. Rezolutnie zdecydowała więc, że 30 grudnia zrobi "własnego" Sylwestra, czyli imprezę z gitarą, która ostatecznie trwała 18 minut.
W międzyczasie Maryla dostała propozycję występu od Polsatu, który poupychał innych artystów tak sprytnie, że pozwolił królowej polskiej piosenki za zagranie dwóch numerów, byle szybko i bez bisów. Maryla Rodowicz wystąpiła więc o 23:22, wyszła na scenę w gronostajowym płaszczu i jak zwykle podbiła publiczność.
Już po występie, na instagramowym koncie, Maryla zapozowała w królewskich insygniach, nawiązując najwyraźniej do stroju Freddiego Mercury'ego z 1985 roku. Pod płaszczem nie miała co prawda dresowych spodni, a balową suknię z prześwitami na udach, ale i tak wyszło królewsko. Na dodatek Maryla ogłosiła, że od dziś, 1 stycznia, mamy w Polsce monarchię.
Chcielibyście być jej podwładnymi?