Maryla Rodowicz od lat błyszczy na polskiej scenie muzycznej i mimo 76 lat nie zamierza ani trochę zwalniać. Piosenkarka obecna jest niemalże na wszystkich festiwalach organizowanych przez Telewizję Polską, koncertuje i juroruje w "The Voice Senior", w którym to otrzymuje największą stawkę.
Rodowicz jakiś czas temu zmagała się jednak z problemami zdrowotnymi, które znacznie utrudniały jej funkcjonowanie. Jak informowała na Facebooku po odnowieniu się starej kontuzji - musiała przejść zabiegi na kolana.
Moje dni to życie od rehabilitacji do rehabilitacji. Miałam zabiegi artroskopowe na dwóch kolanach. Artroskopowe znaczy nie cięcie, żeby dostać się do kolana, tylko robi się dwie dziurki, wpuszcza się kamerkę i laser i się dłubie w kolanie. Dla mnie to świat i ludzie - pisała na Facebooku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontuzja sprawiła, że Maryla musiała zrezygnować ze swojego ukochanego tenisa. Na łamach "Super Expressu" rozpaczała, że tęskni za sportem, bo przed operacją kolan "grała codziennie przez dwie godziny". Brak codziennych treningów i ograniczenie ruchu najwidoczniej zmotywowały tylko Rodowicz, bo - jak pochwaliła się na łamach tabloidu - udało jej się schudnąć 17 kilogramów.
Nie jestem w gorszej formie przez to, że nie gram. Wręcz przeciwnie - schudłam 17 kilo i ćwiczę. Pomyślałam, że skoro nie mogę grać w tenisa, to dobry moment na to, żeby spróbować schudnąć. Próbuję nadal, jak widać, z dobrym skutkiem - chwaliła się w "Super Expressie".
Maryla wyjawiła sekret swojej odchudzonej sylwetki. Piosenkarka przyznała, że ogląda mecze tenisa z rowerka stacjonarnego. Gwiazda ograniczyła również jedzenie i korzysta z cateringu dietetycznego. Rodowicz zwierzyła się, że ma dietę pudełkową 1000 kalorii i nie zawsze zjada wszystkie posiłki.
No, może zjem ze trzy pudełka - wyjawiła w rozmowie z portalem.
Rodowicz poinformowała również, że jesienią w jej kalendarzu zaplanowanych jest kilka koncertów, a rozgardiasz związany z występem sprawia, że nie je ani przed, ani po widowisku. Zapowiada więc, że to "nie jest jej ostatnie słowo".
Widzicie różnicę?