Jeszcze niespełna rok temu Kanał Sportowy - zgodnie z nazewnictwem - cieszył się uznaniem entuzjastów różnych dyscyplin, którzy mogli obejrzeć najróżniejsze materiały poświęcone szeroko pojętemu sportowi. Z czasem internetowy projekt zaczął wyraźnie skręcać w stronę celebryctwa i pogoni za świetnie klikającymi się show-biznesowymi materiałami, pod którymi podpisywał się Krzysztof Stanowski. Wygenerowane przez 41-latka wielomilionowe odsłony zdecydowanie przyćmiły liczbę wyświetleń programów pozostałych udziałowców.
Narastające napięcie wśród wspólników doprowadziło do karczemnej awantury i decyzji o pójściu osobnymi drogami. Z popularnym w sieci "Stano" na pieńku miał przede wszystkim Mateusz Borek, który wyraźnie potępił zachowanie byłego kolegi z pracy. Od tego momentu rozpoczęła się ich zdająca nie mieć końca publiczna utarczka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mateusz Borek wbija kolejne szpile Krzysztofowi Stanowskiemu
Słynący z niewybrednego języka były komentator Polsatu Sport przyjął zaproszenie do audycji "Dogrywka" emitowanej na antenie Radia Zet. Rozmowa poświęcona jego karierze dziennikarskiej w pewnym momencie musiała zatrzymać się na tematach dotyczących Kanału Sportowego. 49-latek odniósł się do jego spadajacej popularności kosztem konkurencyjnego projektu założonego przez dawnego wspólnika.
Wszystkim się dobrze żyło. Przychodziłeś do Kanału Sportowego, który był na fali, wpadłeś na godzinę, powiedziałeś trzy słowa od siebie, wystawiłeś rachunek, budowałeś swoje nazwisko, Kanał Sportowy budował twoją twarz. (...) Na samym końcu jak się dzieje coś trochę gorzej, to ktoś ucieka, bo już może się kończy moda, bo coś się zmienia, bo się zamyka pewien format i ktoś już sobie na bazie swojej wypromowanej, zapłaconej twarzy szuka nowego miejsca pracy - opowiedział, niejednoznacznie nawiązując do Krzysztofa Stanowskiego.
Mateusz Borek zapowiedział "powrót do podstaw", odnosząc się do pierwotnych założeń kanału. Prezenter radiowy pociągnął wątek, zadając pytanie o potencjalny udział autora Kanału Zero w zmaganiach o urząd prezydenta i decyzję o postawieniu znaku X przy jego nazwisku na karcie do głosowania.
Myślę, że w ogóle Krzysiek nie chciałby być prezydentem. Sądzę, że jest performerem, który na bazie takich wyborów chce jakby utrwalić swój kościół, który ma w internecie zbudowany. Chce, żeby go poznała jeszcze większa liczba Polaków. Chciałby pokazać ten mechanizm funkcjonowania wyborów prezydenckich, to wszystko, co się dzieje za kulisami. To nie wynika tylko z jego misyjności, tylko także z tego aspektu biznesowego, bo wiadomo, że ludzi będzie to interesować i to będzie się dobrze klikać - przedstawił swój punkt widzenia.
Komentator z pewnością miałby jeszcze więcej do powiedzenia na ten temat. Jak wiadomo, mimo niechęci do Stanowskiego, wciąż pozostaje jego wiernym widzem.