Od lat głównym tematem zażartych dyskusji przed Świętem Niepodległości jest kontrowersyjny i zwykle tragiczny w skutkach marsz, w którym udział biorą "strzegący polskości" narodowcy. W zeszłym roku, mimo braku zgody ze strony prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, chuligani podpalili mieszkanie z zawieszonymi w oknie symbolami Strajku Kobiet i tęczową flagą.
Zobacz: Marsz Niepodległości. Zamieszki w stolicy: zniszczone sklepy, podpalenia, ranni policjanci (ZDJĘCIA)
W tym roku też raczej nie będzie spokoju: kilka dni temu okazało się, że ktoś uprzedził organizatorów Marszu Niepodległości i zgłosił na tej samej trasie własną manifestację. Potrzebna była więc aż zgoda wojewody - wiadomo już, że tegoroczny "marsz nienawiści" otrzymał od Konstantego Radziwiłła zielone światło na podstawie prawa o wolności zgromadzeń. Jako wydarzenie cykliczne przemarsz organizowany przez grupy patriotów ma pierwszeństwo przed innymi planowanymi na ten dzień demonstracjami. Zgoda ze strony wojewody zmusiła Rafała Trzaskowskiego do decyzji o złożeniu wniosku hamującego agresywną manifestację.
Pudelek poprosił o komentarz Mateusza Damięckiego, odgrywającego rolę polskiego kibola w filmie "Furioza". Aktor opisał, jak jego zdaniem powinny wyglądać listopadowe marsze:
Co roku mamy ten sam problem. Zawsze jest pytanie, kto powinien maszerować. Na szczęście nie do mnie należą te decyzje. Jestem bardzo daleki od tego, co się dzieje podczas tych marszy. Gdyby udało się zachować spokój, gdyby z emblematów znikły pewne rażące mnie i bardzo dużą część społeczeństwa symbole, to myślę, że nie miałbym z tym większego problemu. Jestem za szacunkiem i za tym, żeby każdy miał prawo do manifestacji swoich uczuć, ale zawsze są granice - stwierdził.
Podzielacie zdanie Mateusza?
Czy redaktorzy Pudelka śledzą gwiazdy i robią im zdjęcia zza krzaka? Tego dowiecie się w najnowszym odcinku Pudelek Podcast!